Forum www.twilightfan.fora.pl Strona Główna
 Forum
¤  Forum www.twilightfan.fora.pl Strona Główna
¤  Zobacz posty od ostatniej wizyty
¤  Zobacz swoje posty
¤  Zobacz posty bez odpowiedzi
www.twilightfan.fora.pl
Forum poświęcone twórczości Stephenie Meyer
 FAQFAQ   SzukajSzukaj   UżytkownicyUżytkownicy   GrupyGrupy   GalerieGalerie  RejestracjaRejestracja 
 ProfilProfil   Zaloguj się, by sprawdzić wiadomościZaloguj się, by sprawdzić wiadomości   ZalogujZaloguj 
 
Gdy zgasną światła [NZ] + 18

Napisz nowy temat   Odpowiedz do tematu    Forum www.twilightfan.fora.pl Strona Główna -> Proza, Fanficki Zobacz poprzedni temat :: Zobacz następny temat  
Gdy zgasną światła [NZ] + 18
Autor Wiadomość
Cornelie
Nowonarodzony



Dołączył: 29 Gru 2008
Posty: 97
Przeczytał: 0 tematów


PostWysłany: Pon 1:17, 16 Lut 2009    Temat postu: Gdy zgasną światła [NZ] + 18
 
To taka moja wymyślona historia, na początku pojawia się tylko jeden wampir, później będzie cała reszta. Bez bety, ale mam nadzieję, że nie będzie zbyt wiele błędów. Miłego czytania Wink
+ 18 - bo później będą wątki erotyczne xD


Prolog

Zawsze myślałam, że zaplanowane życie jest idealne. Robiłam, więc wszystko, by wiedzieć, czego mogę się spodziewać. Nie zawsze wychodziło to idealnie, lecz nie żałuję żadnej podjętej decyzji. Jednak ostatnimi czasy plany waliły się jak domek z kart. Śmierć matki sprowadziła mnie na ziemię. Wymarzone studia zeszły na dalszy plan a jedyne, czym mogłam się obecnie przejmować to praca. A raczej to czy z tej pracy mnie nie wyrzucą. Jako kelnerka w tanim barze, gdzie mężczyźni przychodzą tylko po to by napić się piwa z kumplami i popatrzeć na kuso ubrane dziewczyny, nie miałam zbyt szerokich pespektyw. Starałam się jednak nie narzekać tylko żyć dalej.


***

Kelnerki w barze zmieniały się tak samo jak kartki w kalendarzu. Co chwilę jedna rezygnowałaby w jej miejsce wskoczyła kolejna. Chyba każda z nich myślała, że to łatwa praca. Rzeczywistość była całkowicie odmienna od ludzkich wyobrażeń. Uważałam się za osobę o mocnym charakterze. Dlatego też wytrwałam w takiej spelunce rok. Zaczynał się kolejny.
Uniformy, jakie kazał nam nosić szef były zdecydowanie nieodpowiednie. Raz próbowałam zaprotestować, jednak skończyło się to kłótnią i groźbą o zwolnieniu. Zrezygnowałam, więc z wtrącania się i pracowałam dalej paradując w króciutkich spodenkach i białej bluzce, która pokazywała więcej niż powinna.
Tego feralnego dnia, którego nigdy nie zdołam zapomnieć, w barze przesiadywało mniej osób niż zwykle. Wraz z Shannon obsługiwałyśmy stoliki, gdy drzwi do baru otworzyły się i wszedł przez nie mężczyzna, który na pierwszy rzut oka wydawał się niebezpieczny.
- Ty go obsłuż – powiedziała Shann i szybko czmychnęła do kuchni. Nie widziałam w tym nic złego. Klient to klient.
Podeszłam do niego. Siadł w stoliku na końcu sali. Nie zdziwiło mnie to. Sprawiał wrażenia kogoś, kto nie lubi towarzystwa. Jego oczy zdawały się bić wściekłością i głodem. Nie zwróciłam na to jednak szczególnej uwagi.
- Co podać? – Spytałam z delikatnym uśmiechem.
Jego wzrok powoli przesuwał się po moim ciele. Poczułam, że lekko się rumienię. Zaraz po tym jak spojrzał mi w oczy, ciarki przeszły przeze mnie jak prąd elektryczny.
- Najlepiej coś ciepłego i – zawiesił na chwilę głos –pożywnego. – Ton jego głosu przeraził mnie.
- Polecam dobrze wysmażony stek z frytkami – zaproponowałam szybko. Głos mi drżał.
„Uspokój się głupia!”, upominałam się w duchu.
- Krwisty? – Szepnął akcentując każdą literę.
- Jeśli tak pan sobie życzy – zanotowałam szybko jego zamówienie i poszłam w stronę kuchni.
Po drodze minęłam Shann. Uśmiechała się do mnie, jakbym zrobiła coś bohaterskiego. Przelotnie na nią zerknęłam, by zaraz potem ruszyć po zamówienie klienta.
Po chwili wróciłam do niego ze stekiem. Gdy chciałam odejść zatrzymał mnie ręką.
- Jak masz na imię?
- Elizabeth – odparłam. Sama nie wiem, czemu to zrobiłam. Czułam się jakby jakaś magnetyczna siła kazała mi być posłuszna względem tego mężczyzny.
- Ja James. Jeszcze się spotkamy Liza. – Uśmiech, który wykwitł na jego twarzy nie zapowiadał nic dobrego.


***


W końcu pierwsza. Koniec pracy. Marzyłam tylko o szybkim prysznicu i długim śnie. Spakowałam swoje rzeczy i pożegnałam z Shann.
- Jutro ty bierzesz najgorszych typków – krzyknęłam do niej stojąc przy wyjściu – Nie wymigasz się!
- Dobra. A ty? Nie mam zamiaru patrzeć jak siedzisz i obijasz się obserwując jak mój tyłek faluję między stolikami! – Jej śmiech niósł się za mną echem. Wpakowałam rzeczy do samochodu i ruszyłam w stronę domu. Z radia unosiły się dźwięki Norah Jones.
When I saw the break of day
I wished that I could fly away
Instead of kneeling in the sand
Catching teardrops in my hand
Piosenka tak mnie pochłonęła, że tuż przed uderzeniem zauważyłam kogoś na drodze. Usłyszałam tylko odbicie się od samochodu. Szybko zjechałam na pobocze. Obejrzałam się za siebie. Na jezdni ktoś leżał. I to z mojej winy.
- ku***! – Krzyknęłam i wyszłam z auta, by sprawdzić na ile stan poszkodowanego był ciężki. Powoli zbliżałam się do nieruchomej postaci. Im byłam bliżej tym bardziej czułam chłód, który rozchodził się po każdej komórce mojego ciała.
Nachyliłam się nad ofiarą. Szybko sprawdziłam tętno. Brak. Skóra była zimna jak lód.
- Zabiłam człowieka…. – Nie mogłam w to uwierzyć. Nie mogłam przyjąć tego do świadomości. Wszystko mi się rozmazało. Myślałam, że nie dojdę z powrotem do auta. Szybko wyciągnęłam telefon i zaczęłam wykręcać numer na pogotowie, gdy ktoś złapał mnie za rękę.
Znieruchomiałam. W miejscu gdzie leżało ciało, nie było nikogo. Moja ofiara stała przede mną i patrzyła mi w oczy. To, co w nich zobaczyłam spowodowało nagły przypływ strachu. Mężczyzna trzymający mnie za rękę był tym samym, którego widziałam w barze.
- A nie mówiłem. – Te trzy słowa rozpaliły we mnie strach. Ze wszystkich sił próbowałam się wyrwać. Na marne. Był dużo silniejszy. Moje wysiłki wywołały jego śmiech.
- I kto jest teraz ofiarą? Nie ładnie tak zabijać – jego głos wbijał mi się w głowę jak igły. Nie czułam nic prócz obezwładniającego strachu. Byłam na spalonej pozycji. Podświadomie wiedziałam, że nie miałam szansy.
- Czego chcesz? – Zdołałam wyszeptać. Spojrzałam w jego dzikie oczy i wiedziałam, że nie będzie to coś przyjemnego.
- Nic. – Przytrzymał mnie mocniej. – Prócz twojej krwi – jego śmiech niósł się echem. Po chwili zapadłam się w ciemność.


***


Obudził mnie palący ból w szyi. Gdy dotknęłam jej ręką zauważyłam ślady krwi. Krzyknęłam i próbowałam się podnieść, jednak całe ciało miałam tak obolałe, że było to niemożliwe. Ogień rozprzestrzeniał się we mnie z prędkością światła. Nie mogłam nic zrobić oprócz czekania aż minie. Zdołałam zauważyć, że znajduję się w jakiejś chacie z drewna. Za oknem panowała ciemność. Nie wiedziałam, co się ze mną dzieję. Każdy ruch wywoływał kolejną falę bólu, który był nie do wytrzymania.
- Obudziłaś się. – Głos, który znałam. Zerknęłam w stronę, z którego dochodził i przeraziłam się nie na żarty.
- Ty… - szepnęłam przez zaschnięte usta. Próbowałam sturlać się z łóżka i uciec, jednak ciało odmówiło mi posłuszeństwa. – Kim ty ku*** jesteś? Co mi zrobiłeś?
Spojrzał na mnie i nieznacznie się poruszył w fotelu. Na jego ustach pojawił się uśmiech.
- Dałem ci nowe życie. Lepsze życie.
Te słowa dźwięczały mi w uszach póki znowu nie pogrążyłam się w ciemności.



Ostatnio zmieniony przez Cornelie dnia Pon 12:58, 16 Lut 2009, w całości zmieniany 1 raz
Powrót do góry Zobacz profil autora
czekoladka
Prawdziwy Cullen



Dołączył: 01 Wrz 2008
Posty: 2350
Przeczytał: 0 tematów

Skąd: yyy... stąd

PostWysłany: Pon 10:44, 16 Lut 2009    Temat postu:
 
Na początku myślałam że to może Edward lub Jasper ale na Jamesa bym nigdy nie wpadła!! A co z Victorią? Czyżby wyjechała? Czy jeszcze jej nie ma? A może po prostu się jeszcze nie spotkali? A może on zostawi Lizę dla Vicki? xD Ciekawie się zapowiada, kiedy następna część??

Powrót do góry Zobacz profil autora
Cornelie
Nowonarodzony



Dołączył: 29 Gru 2008
Posty: 97
Przeczytał: 0 tematów


PostWysłany: Pon 15:14, 16 Lut 2009    Temat postu:
 
A to wszystko to będzie niespodzianka xD I rozdział właśnie kończę pisać xD

Powrót do góry Zobacz profil autora
Joanne
Moderator



Dołączył: 23 Lis 2008
Posty: 615
Przeczytał: 0 tematów

Skąd: z Forks

PostWysłany: Pon 15:39, 16 Lut 2009    Temat postu:
 
Genialne Wink Przyznam się, że nienawidzę czytać początków, a tutaj zaskok. Przyjemnie się cyzta Wink i życzę owocnego pisania Wink nie szybko, ale owocnie Wink buziaki ;*

Powrót do góry Zobacz profil autora
Cornelie
Nowonarodzony



Dołączył: 29 Gru 2008
Posty: 97
Przeczytał: 0 tematów


PostWysłany: Pon 17:10, 16 Lut 2009    Temat postu:
 
Dzięki wam Smile) Wrzucam więc kolejną część xD Czytania miłego życzę Smile Chcę też zaznaczyć, że postacie mogą się trochę różnić od orginału zachowaniem Smile


Rozdział I


Miejsce docelowe

- Dzisiaj nauczę cię polować. Nie jest to zbyt trudne, jeśli wiesz, co i jak masz robić. Po pierwsze musisz pamiętać, że ofiara ma się ciebie bać. Masz być jej najgorszym koszmarem, chodzącym strachem, przed którym nie ma ucieczki. Po drugie i najważniejsze, krew wysysasz do ostatka. Ofiara ginie a ty jesteś nasycona. Zrozumiano? – Nie chciałam na niego patrzeć a tym bardziej słuchać wywodów na temat zabijania. Przyzwyczajenie się do życia, jakie teraz będę wiodła, było trudniejsze niż cokolwiek, co mogłam sobie wyobrazić. Wieczny mrok, krew, morderstwa z zimną krwią. Nigdy mi przez myśl nie przeszło, że stanę się potworem. Na dodatek takim.
Nienawidziłam go za to, co mi zrobił. Bez mojej wiedzy, przyzwolenia, zamienił mnie w monstrum. Moim najgorszym koszmarem był on – James. Samo jego imię budziło we mnie wstręt. A to, do czego mnie zmuszał, było gorsze niż jakiekolwiek tortury.
- Nie zrobię tego. Nie jestem taka, rozumiesz? Zabijanie i wysysanie krwi, to coś, co ty uwielbiasz, prawda? Twoja życiowa misja to rozprzestrzenianie zła wszędzie gdzie się znajdziesz – warknęłam w jego stronę mijając kolejne wystające gałęzie.
Spojrzał na mnie z wściekłością. Po chwili poczułam uderzenie w twarz. Mimowolnie podniosłam dłoń by oddać cios, kiedy złapał ją, wykręcił i uderzył mną o ziemię.
- Nigdy więcej mi się nie sprzeciwiaj. To dzięki mnie jesteś idealna. Dzięki mnie możesz wszystko. I będziesz robić to, co ci powiem. – Podniósł się, otrzepał z ziemi i wskazał mi kierunek, w którym mieliśmy iść.
To, że był silniejszy dawało mu ogromną przewagę. Marzyłam jednak, by wyrwać się z tego szaleństwa, uciec gdzieś, gdzie mnie nie znajdzie. Chciałam być bezpieczna, nieprzetrzymywana przez kogoś takiego jak on. Zaczęłam się zastanawiać, do czego jestem mu potrzebna. Dlaczego traktuję mnie w taki sposób. Odpowiedzi nie przychodziły a sama wolałam nie denerwować go zadawaniem ich. Trzymałam, więc buzię na kłódkę i czekałam tylko na jakąś sposobność, dzięki której będę mogłabym wyrwać się z tego obłędnego koła.
- Tutaj się zatrzymaj. Za chwilę będzie szedł tędy myśliwy. Czujesz go? – Spytał szeptem. Powiew wiatru dotknął moją twarz przynosząc ze sobą słodki zapach. Krew. Poczułam głód. Palił mnie w środku, domagał się zaspokojenia. Czułam, że ta część mojej natury dojdzie do głosu i prędzej czy później zabiję człowieka. Napawało mnie to wstrętem i obrzydzeniem do samej siebie.
- Poczekaj chwilę. 10 sekund i jest twój – uśmiechnął się szyderczo jakby czekał na przedstawienie roku. Moje pierwsze polowanie, pierwsza zadana śmierć. Głód był silny, nienasycony. Kierował mną. Gdy w polu widzenia pojawił się mężczyzna, wiedziałam, że jestem stracona. Szybko podbiegłam do niego, unieruchomiłam mu ręce i spojrzałam w oczy. Strach, który z nich wyzierał był przerażający. Nie chciałam przeciągać jego katuszy. Szybko zagłębiłem się w jego szyi i spijałam życiodajny dla mnie sok. Ciepła krew zalewała mi twarz a ja upajałam się jej smakiem i zapachem. Poczułam się jak nowonarodzona. Głód odszedł. Gdy ostatnia kropla krwi wlała się w moje usta, delikatnie położyłam mężczyznę na ziemi i zmówiłam modlitwę za jego duszę. Z jednej strony moje ciało odżyło, było mocniejsze, z drugiej ucierpiała dusza. Nie byłam w stanie określić ile czasu zdołam wytrzymać nienawidząc siebie.
- Dobra robota ma pettite. Jestem z ciebie dumny – rzuciłam mu przelotne spojrzenie i wyminęłam, by znaleźć się najdalej od niego.
- Wal się. Jesteś nikim, rozumiesz? Przez ciebie z dnia a dzień staję się taka sama. Nienawidzę cię – Moje słowa były jak jad. Chciałam, żeby uderzały go jak bicze, żeby poczuł, że jest dla mnie niczym.
- Nienawidzisz? Cóż, w końcu jakieś gorące uczucie. – Jego śmiech zawsze będzie mnie prześladował.


***

Przesiadywanie z nim pod jednym dachem było katorgą. Codziennie zamęczał mnie opowieściami o wampirach. Niektóre mnie ciekawiły, inne napawały obrzydzeniem. Jednak, gdy mówił o pobratymcach robił to w sposób, który mnie ciekawił. Potrafił obudzić we mnie zainteresowanie.
Jak co wieczór siedliśmy każde w swoim fotelu a James przygotowywał się do kolejnej opowieści.
- Dzisiaj opowiem ci o pewnej rodzinie mieszkającej w mieścinie zwanej Forks. Piątka wampirów, które nie żywią się ludzką krwią. Dla mnie to marnotrawstwo. Ale mniejsza z tym. Są to wampiry, wypaczone wampiry podkreślam, które asymilują się z ludźmi, chronią ich a co najgorsze, nie piją ich krwi. – Splunął na podłogę jakby mówił o herezjach. Mnie jednak ta historia zafrasowała na tyle, że byłam żądna dalszej wiedzy.
- To da się żyć nie zabijając ludzi? – Spytałam niewinnie i miałam nadzieję, że odpowie szczerze.
- Da. Jednak jest to niezgodne z naszą naturą. To my rządzimy, jesteśmy silniejsi, a ludzie to tylko pokarm. I lepiej żebyś to zapamiętała. Wracając do historii, jest ich piątka i każdy z nich ma jakiś dar. Tak samo ja i tak samo ty. W końcu odkryjemy, co potrafisz. A wtedy, cóż, wtedy będziemy silni. – Stwierdził oschle i wyglądnął za okno.
- James, czemu mi to zrobiłeś? – Pytanie samo spłynęło z moich ust. Nie chciałam go zadawać, jednak jakaś część mnie pragnęła usłyszeć odpowiedź.
Przez chwilę patrzył na mnie i byłam pewna, że nie odpowie.
- Ponieważ czułem, że muszę tak zrobić – powiedział w końcu. – Dość tych nonsensów. Idę na polowanie. Niedługo wrócę. I obyś tutaj była – jego groźba unosiła się w pokoju długo po jego wyjściu.
Wiedziałam, że to jest moja okazja. Szybko spakowałam swoje rzeczy i wybiegłam z chaty. Próbowałam stwierdzić, w którą stronę ruszył James. Jego zapach szybko do mnie doleciał. Wschód. Ruszyłam, więc w przeciwnym kierunku. Jedyne, o czym myślałam to rodzina w Forks. Miałam nadzieję, że nauczą mnie żyć bez zabijania. Nie czekając na nic biegłam na zachód. Zatrzymałam się tylko po to by zatrzeć za sobą ślady. Nałożyłam ciuchy jakiejś dziewczyny, które ukradłam z auta i wróciłam na swoją drogę. Forks, Forks, Forks. Może to będzie moje nowe życia?

***

Uciekłam. Nie wiedziałam jednak gdzie jestem. Głód był nie do wytrzymania. Czułam go każdą komórką ciała. Rozlewał się po mnie zostawiając palące ślady. Starałam się unikać ludzi na tyle, na ile było to możliwe. Co chwilę dochodził do mnie zapach świeżej krwi. Powstrzymywanie się przed polowaniem było męczarnią. Wręcz niemożliwą samokontrolą.
Mój umysł nie pracował na najszybszych obrotach. Ukryłam się w lesie czekając aż głód minie. Podświadomie wiedziałam, że to nie nastąpi, że muszę się czymś pożywić. Gdy myślałam, że już nie wytrzymam na mojej drodze pojawiła się sarna. Nie zwlekając dogoniłam ją i spiłam z niej krew. Poczułam się o niebo lepiej. Ciało było gotowe do dalszej podróży. Noc otaczała mnie i zbrodnię, której się dopuściłam. W powietrzu unosił się zapach człowieka. Ruszyłam w tamtą stronę.
Ujrzałam mężczyznę w średnim wieku.
- Przepraszam, wie pan może jak daleko jest do Forks? – Spytałam uprzejmie powstrzymując się przed zabiciem tego niewinnego osobnika.
- Jakieś 100 mil stąd.
- Dziękuję serdecznie. – Skinęłam mu głową. Jeszcze trochę i znajdę się w miejscu docelowym.
Byłam pewna, że dam radę. Jedyne, czego się obawiałam to James. Cicha nadzieja, że mnie nie odnajdzie, nadal we mnie tkwiła.
Dasz radę Liz, tłumaczyłam sobie całą drogę, dasz radę. Im byłam bliżej tym mocniej czułam osłabienie organizmu. Zapadałam się w siebie. Czy to przez tą sarnę? Nie miałam pojęcia. James wspominał mi, że przerzucenie się z ludzi na zwierzęta osłabia nas na długi czas. Myślałam jednak, że to bujda. Rzeczywistość nie jest tak kolorowa.
Dobiegłam do lasu. Nie dałam rady zrobić nic więcej jak położyć się pod drzewem. Rozejrzałam się szybko. Las wyglądał spokojnie, nic nie zapowiadało zagrożenia. Musiałam odpocząć.
Ni wiem czy minęły minuty, czy godziny, kiedy usłyszałam jakiś szelest. Odwróciłam się w stronę, z której dochodził. Moim oczom ukazał się przystojny mężczyzna, który patrzył wprost na mnie. Kim on jest?
- Nowonarodzona. Tutaj? – Szepnął sam do siebie. Jeszcze raz przelotnie na mnie spojrzał – Kim jesteś?
- To samo pytanie mogłabym zadać tobie. Poszukuję pewnej rodziny z Forks.
Wydawał się zaskoczony. Jednak nie mniej niż ja.
- Kto cię przemienił? – Skąd on u licha może wiedzieć, że jestem wampirem. James, może James go zna?
- Kim jest James? – Spytał po raz drugi zbliżając się do mnie.
- Skąd…? Czytasz w myślach?! – Przeraziłam się nie na żarty. – Słuchaj, nie chcę kłopotów, powiedz mi gdzie mogę znaleźć rodzinę wampirów z Forks to nie zrobię ci krzywdy.
Miał piękny śmiech. Opanuj się Liz, on cię słyszy!
- Tak, Liz, słyszę. Wampiry z Forks. Cóż, wypada mi się przedstawić. Jestem Edward Cullen, jeden z owej rodziny.
Gdyby wampiry mogły mdleć, już bym leżała.

Powrót do góry Zobacz profil autora
N_Cullen
Prawdziwy Cullen



Dołączył: 01 Sty 2009
Posty: 2239
Przeczytał: 0 tematów

Skąd: WRock

PostWysłany: Pon 18:23, 16 Lut 2009    Temat postu:
 
eeeeeeeeeee Razz ciekawie się zapowiada Smile podoba mi się twoja wersja Smile czekam na rozwój wydarzeń Smile

Powrót do góry Zobacz profil autora
Bella
Nowonarodzony



Dołączył: 02 Lut 2009
Posty: 127
Przeczytał: 0 tematów


PostWysłany: Pon 19:19, 16 Lut 2009    Temat postu:
 
Niezłe, bardzo ciekawe. Czekam na następny rozdziałSmile

Powrót do góry Zobacz profil autora
czekoladka
Prawdziwy Cullen



Dołączył: 01 Wrz 2008
Posty: 2350
Przeczytał: 0 tematów

Skąd: yyy... stąd

PostWysłany: Pon 22:19, 16 Lut 2009    Temat postu:
 
Hm, jak James mógł być od niej silniejszy skoro ona była nowonarodzona?
JAk mogła tak odrazu rozmawiać z człowiekiem i powstrzymywać się od polowania skoro byłą nowaonarodzona? No chyba że była jak Bella xD
OMG, Edward jak zwykle czarujący xD Cholera kocham go xDxD
A cóz, biednej lizy nie polubiłam...
Jak już (chyba) mówiłam ciekawi się zapowiada Very HappyVery Happy Już nie mogę doczekać się reszty Culenów Very HappyVery Happy Ciekawe czy zmienisz historię i będzie już Bella? A może to tak dawno że jeszcze Alice i Jaspera nie ma? A nie, ma być ich 5...
Kiedy następny rozdział??

Powrót do góry Zobacz profil autora
Cornelie
Nowonarodzony



Dołączył: 29 Gru 2008
Posty: 97
Przeczytał: 0 tematów


PostWysłany: Pon 22:48, 16 Lut 2009    Temat postu:
 
James jest wampirem dłużej, wie jak postępować, Liz nie mogłam się ogarnąć w tym wszystkim, to była dla niej nowość. Nie była taka jak Bella, przecież zabiła człowieka.
Tamten mężczyzna przeżył tylko dlatego, że przed spotkaniem z nim zabiła sarnę, nie czuła tak wielkiego głodu jak wcześniej Wink

Lizzi - dla mnie to postać czysto fikcyjna, silna i niezależna, i lubię ją xD Zdecydowanie bardziej niż Belle ale to wszystko w kolejnej części Smile
Najprawdopodobniej pojawi się jutro Wink
Tak jak pisałam zachowania będą różne, dlatego też nowonarodzona jest taka a nie inna Wink))



Rozdział II


Zmiany

Patrzyłam na zebranych z zaciekawieniem. Nie przypominali Jamesa. Ani trochę. Ale nie mogłam wiedzieć dużo o wampirach, bo za mało ich w swojej egzystencji widziałam. Ci przedstawiali się nadzwyczajnie korzystnie i tak zwyczajnie. Od razu poczułam do nich sympatię.
- Nazywam się Elizabeth Jones. Przemierzyłam naprawdę długą drogę, aby was poznać. Słyszałam o was pewne historie, ale to może poczekać. Jestem pewna, że macie do mnie kilka pytań. – Powiedziałam szybko przesuwając wzrok po wszystkich członkach tego małego zebrania. Edward stał pod ścianą i patrzył w jakiś punkt za mną. Blondynka o zawistnych oczach, na którą mówili Rosalie kurczowo trzymała za rękę mężczyznę, który wyglądem przypominał mi kulturystę – umięśniony i duży. To na pewno Emmett. Głowa rodu, Carlisle i jego żona, Esme, siedzieli naprzeciwko mnie i lekko się uśmiechali zaś ostatnia para – dziewczyna o krótko ściętych włosach – Alice- i przystojny blondyn o imieniu Jasper – stali przytuleni do siebie i o czymś szeptali. Poczułam się tutaj intruzem.
- Nie będziemy cię oceniać. Powiedz nam skąd się tutaj wzięłaś? – Spytał uprzejmie Carlisle
- Hm, od czego zacząć. Moje ludzkie życie skończyło się trzy tygodnie temu. Przerwał je – zawiesiłam na chwilę głos. Za każdym razem, gdy powracałam do wspomnień, w których pojawiał się James, czułam wściekłość. – Ktoś na wskroś zły. Nazywa się James.
- Kim on jest? – Rosalie przeszyła mnie wzrokiem.
- A skąd ja do cholery mogę wiedzieć? – Odparowałam szybko. – Wiem tylko to, że nigdy więcej nie chciałabym stanąć z nim twarzą w twarz. A jeśli to nastąpi to mogę być pewna, że mnie zabije.
Wymienili szybkie spojrzenia. Edward nadal nie wykazywał zainteresowania tym, co się wokół niego dzieje.
- Kto ci o nas opowiedział? – To głos Alice. Ciepły i uprzejmy. Sympatia, którą do niej poczułam mogła przerodzić się w przyjaźń.
- James. Codziennie miał w zanadrzu jakieś ciekawe historie o wampirach. W noc mojej ucieczki stwierdził, że opowie mi o was.
- Dlaczego chciałaś nas znaleźć? – Tym razem odezwał się Edward. Rzuciłam mu przelotne spojrzenie. Dłonie nerwowo szukały jakiegoś zajęcia.
- Bo… Bo wy nie żywicie się ludźmi. Chciałabym wiedzieć jak. – Mój szept przeszył każdy zakamarek pokoju. Nie wiedziałam, czego mogę się spodziewać. Byłam dla nich kimś obcym.
Czułam na sobie ich wzrok. Starałam się trzymać swoje myśli na wodzy, gdyż Edward odczytałby je z prędkością światła. Jaką podejmą decyzję? Oby zechcieli mnie tego nauczyć, pomyślałam mimowolnie.
- Uważam, że możesz się u nas zatrzymać. Nauczymy cię samokontroli. Czuj się jak u siebie w domu – słowa Carlisle rozpaliły we mnie nadzieję. Jednak nie wszystko stracone. Nie muszę żyć w przeświadczeniu, że jestem potworem.
Uśmiech wykwitł na mojej twarzy.
- Edward, pokaż Liz jej nowy pokój. – Esme skinęła głową na bruneta.
- Chodź – rzucił w moją stronę.
Dom był cudowny, przestronny, ironicznie pełen życia. Wszystko w nim mnie zachwycało. Pomyślałam, że musieli być bogaci. Wystrój nie był pełen przepychu, ale klasycznie piękny.
Na drugim piętrze znajdowały się sypialnie. Edward wskazał mi ostatnią po lewej stronie korytarza.
- To twój pokój. Mam nadzieję, że będzie ci się podobać. – Rzekł uprzejmie.
- Nie chrzań. Nie bądź taki cholernie oficjalny. Nie uśmiecha ci się to, że tu zostaję.
Zacisnął ręce w pięści. Nie rozumiałam go. Był zagadką, którą chciałam odkryć, wyzwaniem, które pragnęłam podjąć.
-Tak, twoje myśli są denerwujące. Więc jeśli możesz, ucisz je trochę – warknął i zniknął mi z pola widzenia.
Życie jest trudne. Wierzyłam jednak, że sobie poradzę.


***


Las był cudowny. Nigdy wcześniej nie podziwiałam przyrody. Teraz miałam na to nad podziw wiele czasu. Cisza uspokajała mnie. Już 4 tygodnie mieszkałam z Cullenami. Zawiązałam przyjaźń z każdym członkiem rodziny, prócz Edwarda. Był zamknięty w sobie i tak niedostępny, że czasami zastanawiałam się nad sensem jakiejkolwiek rozmowy z nim. Było jednak w nim coś, co mnie pociągało. Nie byłam jednak w stanie stwierdzić, co to.
Życie upływało mi na polowaniach na zwierzęta. Wykształciłam w sobie samokontrolę. Choć zapach ludzkiej krwi często unosił się w powietrzu, byłam dostatecznie silna, by powstrzymać głód. Z każdym dniem utwierdzałam się w przekonaniu, że już nigdy nie tknę człowieka. Była to myśl nad wyraz radosna.
Moje rozmyślania przerwała Alice, która stanęła obok mnie.
- Lizzy, co cię trapi?
- Pani psycholog Alice wkracza do akcji – zaśmiałam się przekornie – Nic. Jestem szczęśliwa.
Spojrzała na mnie z dezaprobatą.
- Jak zwykle kłamiesz. Żałuję, że nie mam przy sobie Edwarda. On od razu by stwierdził, co jest nie tak.
Na dźwięk jego imienia delikatnie zadrżałam.
- Jeśli chodzi o niego to może sobie swój dar w tyłek wsadzić.
Śmiech Alice był rozbrajający. Zawsze potrafiła wywołać uśmiech na mojej twarzy.
- Jego dar. A twój? Co z twoim darem? – Spytała poważnie.
Mój dar. Co ja o nim wiedziałam? Nic. Był jak zamknięta księga.
- Alice, nie drążmy tego tematu. Mam dość. – Ruszyłam w stronę polany, którą odkryłam tydzień temu.
- Myślisz, że przed tym uciekniesz? To nigdy nie da ci spokoju. Tak samo jak mi, Jasperowi czy Edwardowi. To do ciebie przyrosło, jak druga skóra.
Nie chciałam jej słuchać. Każde jej słowa wbijało się w mój umysł jak szpilki. To, że ma rację tylko potęgowało moją wściekłość.
- To, co robię, jest złe. Rozumiesz? Złe! – Próbowałam jej to tłumaczyć wiele razy. Nie słuchała.
- To jesteś ty. Piękna, inteligentna Liz, jaką znam.
- Skończmy ten temat i wracajmy do domu. Jutro pierwszy dzień szkoły. Musisz wybrać mi ciuchy – powiedziałam, by jak najszybciej zmienić tok rozmowy.


***


Szkoła. Tak dawno do niej nie uczęszczałam, że omal zapomniałam jak to jest. Powrót w jej progi był przyjemny. Doszła do nas wieść, że w mieście pojawiła się nowa uczennica. Niejaka Bella Swan. Każdy na jej temat plotkował, snuł jakieś wyobrażenia.
Była sensacją. Tak samo jak niegdyś ja. Dlatego też współczułam jej tego całego zmieszania.
Z drugiej jednak strony, sama zastanawiałam się, jaka jest. Zobaczyłam ją po drugiej lekcji, kiedy weszła na stołówkę. Siedziałam niecały metr od niej. Poczułam zapach jej krwi. Cudowny aromat.
Wydawała się być zagubiona w tym całym rozgardiaszu wokół jej osoby. Uśmiechnęłam się do siebie i rzuciłam przelotne spojrzenie w stronę Edwarda. Patrzył na nią.
- Czyżby wydawała się inna niż dziewczyny z tej szkoły? – Spytałam z wściekłością. Kąciki jego ust delikatnie się uniosły.
- Zresztą, do diabła z tym. – Wstałam od stołu i ruszyłam w stronę nowej. Nieznacznie zahaczyłam o książki, które wystawały z jej plecaka.
- Przepraszam, ale niezdara ze mnie – uśmiechnęłam się do niej i pomogłam zebrać papiery.
- Nic się nie stało – zarumieniła się lekko. – Jestem Bella.
- Wiem. Każdy to wie. Nie przejmuj się. To szybko minie i wszystko wróci na odpowiednie tory. – Chciałam odejść, gdy przypomniałam sobie o czymś. – Przy okazji, jestem Elizabeth. Mam nadzieję, że jeszcze się zobaczymy.


***

- Co to za pokazówka? – Wściekły Edward prezentował się dość ciekawie. Nie rozumiałam, o co robi tyle szumu.
- Grzecznie się jej przedstawiłam. W czym masz problem? – Spytałam spoglądając mu głęboko w oczy. Zaciekle walczyłam sama ze sobą, aby nie uciąć tej bezsensownej kłótni.
- Mój odwieczny problem to ty! Trzymaj się ode mnie z daleka. Zrozumiałaś?! – Krzyknął mi prosto w twarz i tyle go widziałam.
Nie pokazał się też wieczorem. Z ciekawości spytałam Alice, co się z nim stało. Odpowiedziała, że wyjechał i nie wie, kiedy wróci.
Poczułam się oszukana. Wszystkim. Życiem, Edwardem, życiem. Czemu mnie tak traktował?
Gdy przebywałam w jego towarzystwie nasuwały mi się wspomnienia związane z Jamesem.
Stwierdziłam, że muszę wyjść z domu, muszę poskładać wszystkie myśli w jedną, spójną całość, inaczej rozsypie się na milion kawałków.
Czy potrafię tylko niszczyć wszystko, co napotkam na swojej drodze?



Ostatnio zmieniony przez Cornelie dnia Wto 13:36, 17 Lut 2009, w całości zmieniany 1 raz
Powrót do góry Zobacz profil autora
Wyświetl posty z ostatnich:   

Napisz nowy temat   Odpowiedz do tematu    Forum www.twilightfan.fora.pl Strona Główna -> Proza, Fanficki Wszystkie czasy w strefie EET (Europa)
Strona 1 z 1

 
Skocz do:  
 
Nie możesz pisać nowych tematów
Nie możesz odpowiadać w tematach
Nie możesz zmieniać swoich postów
Nie możesz usuwać swoich postów
Nie możesz głosować w ankietach

 
fora.pl - załóż własne forum dyskusyjne za darmo

Powered by phpBB © 2004 phpBB Group
Galaxian Theme 1.0.2 by Twisted Galaxy