Forum www.twilightfan.fora.pl Strona Główna
 Forum
¤  Forum www.twilightfan.fora.pl Strona Główna
¤  Zobacz posty od ostatniej wizyty
¤  Zobacz swoje posty
¤  Zobacz posty bez odpowiedzi
www.twilightfan.fora.pl
Forum poświęcone twórczości Stephenie Meyer
 FAQFAQ   SzukajSzukaj   UżytkownicyUżytkownicy   GrupyGrupy   GalerieGalerie  RejestracjaRejestracja 
 ProfilProfil   Zaloguj się, by sprawdzić wiadomościZaloguj się, by sprawdzić wiadomości   ZalogujZaloguj 
 
Nieśmiertelna.
Idź do strony 1, 2  Następny

Napisz nowy temat   Odpowiedz do tematu    Forum www.twilightfan.fora.pl Strona Główna -> Proza, Fanficki Zobacz poprzedni temat :: Zobacz następny temat  
Nieśmiertelna.
Autor Wiadomość
Cull
Wilkołak



Dołączył: 07 Paź 2008
Posty: 770
Przeczytał: 0 tematów

Skąd: Forks

PostWysłany: Nie 19:02, 04 Sty 2009    Temat postu: Nieśmiertelna.
 
Ta opowieść jest z perspektywy Alice i Belli. A budowa jest taka Alice-Bella-Alice-Bella itd. Teraz dodam jeden rozdział –to będzie ze strony Alice.
Później dodam następny-Bella.
Wy pewnie wiecie o co kaman. Jesteście mądre. Very Happy
Zaczynajmy.
Mam nadzieję, że się spodoba-nie bierzcie pod uwagę jakichś dupereli, proszę Was xD.
To moje pierwsze SAMODZIELNE opowiadanie, więc bądźcie wyrozumiałe.
P.S.-pisząc, miałam w głowie pewien plan. Ale jak się rozpisałam, to wszystko się diametralnie zmieniło <lol2> .Kobieta zmienną jest.xD
P.S.2.-tytuł zmieni się na końcu xD
---------------------------------------------------------------
-Och...-wyrwało mi się.
Kurczę ,czemu ta Bella jest taka nieodpowiedzialna?! Co ona sobie wyobraża?! Przecież mam wizje! Zapomniała?
Prychnęłam.
-Alice?-Edward zaniepokoił się.
-Co? Ach, nic takiego.
-Wizja?
Rozmawialiśmy o tym swobodnie, ponieważ w stołówce było dość głośno, a zresztą, my mówimy tak cicho, że i tak nikt by nas nie usłyszał.
-Nie-odpowiedziałam po chwili.
-Kłamiesz.-Przyjrzał mi się badawczo.-Co z Bellą?
-Nic. Fałszywy alarm.
Glory,glory hallelujah!
-Znów kłamiesz. Co jest?
-No mówię Ci, że nic!
-Przecież wiesz, że nie chcę, żeby coś jej się stało. Ty też nie chcesz.
-Ona...ona...
-Tak?
-Jacob...
-Hm? Mów dalej.
-Edward, Bells Cię woła. Czas na lekcje. –Wymyśliłam na poczekaniu.
-Nie myśl, że Ci się upiecze. – Wziął Bellę za rękę, rzucając jej spojrzenie „Wszystko-w-porządku” ,a na mnie popatrzył z dezaprobatą. Poszli w stronę sali.
Nagle usłyszałam rozżalony głos Jessici.
-No jak to? Nikt nie może jechać ze mną dzisiaj do Seattle?
Glory, glory hallelujah!- powtarzałam w myślach, bo wiedziałam, że Edward mi jeszcze w nich grzebie.
-Ja mogę-powiedziałam cicho, posyłając jej swój najpiękniejszy z uśmiechów.- Ach, zakupy!- ucieszyłam się.
Jess stała z otwartą szczęką, podobnie jak Angela i Lauren.
-Ja...eee...no nie spodziewałam się, że Ty...-pozbierała się po chwili i odwzajemniła uśmiech.-Ok. Umowa stoi.
-Tak? To super! –Uśmiechnęłam się szczerze i szeroko.- To kiedy? Od razu po szkole?
-Pewnie.
I tak powstał mój niezawodny plan.
Glory,glory hallelujah , Edward!

**********
CZ.II ! PERSPEKTYWA BELLI!

***
Rano zadzwonił telefon.
-Słucham-odezwałam się chłodno, bo spieszyłam się do szkoły.
-Bella?
-Jake!- Od razu zmieniłam ton. Tak dawno go nie widziałam... – Stęskniłam się!
-Ja też i dlatego dzwonię. –Czułam jak się uśmiecha. Mój Jacob... – Chciałem zaprosić Cię na lody.
-Jake...nie wiem, czy to dobry...
-Bells! –przerwał mi. – Wyluzuj. Będzie dobrze. Pan wampir nie zdąży zareagować. Większy problem z tą małą wróżbitką...
-Alice –poprawiłam go.
-Daj spokój. Wiesz, co mnie to obchodzi-odparł niechętnie.
-Kiedy?
-To znaczy, że się zgadzasz? – znów był radosny.
-Ech, za bardzo się stęskniłam, żeby odmówić.
-Super!
-Ale...
-Co?
-To nie jest do końca pewne, więc...
-E tam. Wiem, że się uda-znowu mi przerwał. Bezczelny kundel... którego nadal kocham.
Westchnęłam.
-Co jest? –zapytał lekko zdenerwowany.
-Nic takiego. To kiedy? –ponowiłam pytanie.
-Dzisiaj.
-Dokładniej, proszę.
-Sama się dowiesz. Niespodzianka.-Rozłączył się.
-Aha...to do zobaczenia...-powiedziałam sama do siebie.
Przed dom zajechał Edward. Po sekundzie zapukał do drzwi.
-Już idę! –Krzyknęłam, zarzucając sobie na ramię torbę.
-Bella...- błyskawicznie zjawił się u mego boku. Boże, na pewno wie o lodach! Tylko nie to!–Nie powinnaś tego dźwigać. Pozwól, że Cię wyręczę.
Odetchnęłam z ulgą i podałam mu torbę.
-Dzięki-wspięłam się na palce i pocałowałam go w policzek.
-Do usług.-Uśmiechnął się tym moim najbardziej lubianym uśmiechem.-A teraz, proszę do samochodu.
Zanim doszłam, czekał już z otwartymi dla mnie drzwiami.
-Jak będę wampirem, to też będę taka szybka...-mruknęłam do siebie, lecz i tak to usłyszał. Zauważyłam to na jego twarzy, którą przysłonił grymas bólu.
-Bella...
-No dobrze, już dobrze. Trzeba było nie podsłuchiwać.
Znów powrócił mu humor. Wsiedliśmy. Samochód ruszył.
-Edward...-zaczęłam niepewnie.
-Tak? – Całą swoją uwagę skoncentrował na mnie. Ach, tam! Po co się skupiać na drodze, jak jedzie się 100 km/h ?
-Czy... po TYM... będziesz mnie nadal kochał?
-No pewnie, głuptasku! Jesteś światłem, które rozświetla mi drogę, kiedy błądzę. Jesteś dla mnie wszystkim. Na zawsze. Na wieczność. –Pieszczotliwie zmierzwił mi włosy.
Spojrzałam w lusterko.
-No teraz to wyglądam jak zombie –znowu mruknęłam i nagle coś sobie przypomniałam. Nasze rozstanie. Ja, jak zombie. Jacob „moje prywatne słoneczko” . Nawet nie zauważyłam, kiedy po twarzy zaczęły lecieć mi łzy.
-Bella? Co się stało? –Stanął na poboczu.
Ledwo oddychałam. Paliłam się w środku na te wspomnienia.
-Nic...mi...nie...jest...- płakałam , walcząc nawzajem z łapaniem powietrza.
-Uspokój się. Proszę. Nie płacz, maleńka.-Przytulił się do mnie i głaskał po głowie. A jak stracę go drugi raz? Rozszlochałam się jeszcze bardziej. – Co się dz...-Przerwał. Uświadomił sobie doskonale CO SIĘ DZIEJE. Przytulił mnie do siebie mocniej, tak , że jeszcze bardziej utrudnił mi dostęp do powietrza. Chciałam jednocześnie odepchnąć się od niego, żeby oddychać swobodnie, ale chciałam zostać w tej pozycji na całą wieczność. Ja. On. My.
-Przepraszam, Bella. To wszystko moja wina. Nie powinienem tak się zachować. Jestem skończonym idiotą. Sam nie wiem, dlaczego to zrobiłem...-głaskał mnie po plecach.-Jedyne o co Cię proszę, to o wybaczenie. Jestem strasznym potworem. Ja...
-Przestań! – przerwałam mu. Nie mogłam już tego słuchać. –Proszę bardzo, wybaczam Ci. Tylko nie zwalaj wszystkiego na siebie. A teraz- wzięłam głęboki oddech, bo przed chwilą odsunął się ode mnie, żeby popatrzeć mi w oczy- jedźmy dalej. I przepraszam za ten wybuch...to... –musiałam przerwać na chwilę-to w końcu minie. To uczucie. Wiem, że wszystko będzie dobrze. –Powiedziałam twardo i spojrzałam mu głęboko w te piękne, złote oczy, które tak kocham.
-Oczywiście. Nie martw się o to. Już nigdy. Obiecaj. –On błagał...
-Obiecuję.
Przytulił mnie do siebie jeszcze raz. Później zaczął bawić się moimi włosami i pocałował mnie. Tak jak nigdy. Zachłannie, namiętnie... Miał być to zapewne „pocałunek przeproszenia” ,więc skorzystałam z okazji i dałam z siebie wszystko.
Po jakimś czasie odepchnął mnie od siebie leciutko.
-Musimy jechać, bo spóźnimy się do szkoły-powiedział to tak martwo, że aż się wystraszyłam. Jaka ja jestem głupia! Teraz pewnie się przeze mnie będzie zamartwiał przez cały dzień.Tydzień.Miesiąc.Rok...
Westchnęłam. Nie zwrócił na to uwagi.
Podjechaliśmy pod szkołę. Edward znowu otworzył mi drzwi, ale widać było, że zrobił to automatycznie. Duchem nie był tu. Poszliśmy na angielski. Omawialiśmy „Romeo i Julię”. Edwarda ciągle TU nie było. Martwiłam się o niego. Obydwoje musieliśmy wyglądać jak kupka nieszczęścia. Nie, nie KUPKI. Kupka nieszczęścia. Jedna. Bo my jesteśmy jednością. Na zawsze.
Dzwonek zagrzmiał ,zapraszając nas na przerwę.
Spotkaliśmy Alice. Ta jak zawsze , cała w skowronkach. Zaprosiła nas ruchem ręki do stołu. Usiedliśmy.
-A Wam co? –pochyliła się ku nam.
-Eee...nic. Jest OK. – Powiedziałam. Alice spojrzała na Edwarda i rzuciła mi pytający wzrok. Wzruszyłam ramionami. Alice podsunęła mi pod nos tackę pełną jedzenia. Tak, jakbym była w stanie chociaż to powąchać. Skrzywiłam się.
-Alice...
-Słuchaj, kochana. Musisz jeść! Nie możesz schudnąć. Masz idealną wagę. A ja mam na Ciebie idealne ciuchy. Więc nie kapryś. Smacznego. –Uśmiechnęła się szeroko. Grzebałam w sałatce, myśląc o propozycji Jacoba. Dobrze, że mój chłopak nie czyta mi w myślach. Niech będzie. Raz kozie śmierć. Pojadę z Jake’m na lody. Przecież nic się nie stanie. A szansa może się nie powtórzyć. Zresztą- to tylko lody. Szkoda, że zapomniałam o Alice. Miała właśnie dzięki mnie wizję. Zaczęłam szybciej jeść ze strachu. Edward zaczął wypytywać Alice.
Wstałam.
-Eee...Edward, musimy już iść na lekcję...
Uciszył mnie gestem ręki.
Cholera.
Rzuciłam Alice błagalne spojrzenie.
-Edward, Bells Cię woła. Czas na lekcje.
Podziękowałam skinieniem głowy. Edward wstał i chwycił mnie za rękę.
-Co jest? – Zapytałam, jakby nigdy nic ,choć mój żołądek zwinął się w supełek.
-Alice miała wizję i udaje ,że nic takiego nie było. Mnie nie okłamie. Wyciągnę to z niej.
-Może nie warto...skoro nie chce...-modliłam się w duchu, żeby mnie posłuchał.
Spojrzał na mnie dziwnie ; poszliśmy na następną lekcję. Mam nadzieję, że mu się nie uda. Chociaż i tak się o tym dowie... Ciekawa jestem tylko, dlaczego Alice nie chciała mnie wkopać... może na tyle ufa Jacobowi , że puści mnie z nim?

***
***
Po skończeniu lekcji czekałam na Jess przed szkołą. Tak jak się umawiałyśmy.
-Cz...cześć-pomachała do mnie i uśmiechnęła się niepewnie. Spojrzała na swój samochód, później na mój. Nie wiedziała, którym pojedziemy.
-Gotowa? –wyszczerzyłam się, zmierzając w stronę żółtego porsche. Podążyła za mną.
-Więc...co Cię skłoniło do pojechania ze mną? –zapytała, wystraszona. Boi się mnie? O nie! Trzeba to zmienić.
-Chciałabym Cię bliżej poznać-ciągle się uśmiechałam. Tak, wiem ,że dobrze gram!
-Aha-odparła niezdecydowana, lecz wsiadła do samochodu.
Zauważyłam kroczącego w naszą stronę Edwarda.
Glory, glory Alleluja! –tym razem powtarzałam to sobie po polsku. Wskoczyłam do auta i nacisnęłam pedał gazu.
-Alice! –wołał za nami oburzony. Pokazałam mu język.
To dla Twojego dobra, braciszku.

***
***
Wychodząc ze szkoły, z Edwardem ramię w ramię, zobaczyliśmy Alice pospiesznie wchodzącą do samochodu. Co ją tak pogania? Zaraz, zaraz. W samochodzie jest... Jessica! O jasna cholera! Alice gdzieś ją wywozi?! Ona ją zje?! To znaczy...połknie w całości? Co ja wygaduję?! Wyssie jej krew! Nie! –zrugałam się. Alice nie byłaby do tego zdolna! W takim bądź razie...
-Bella? – Edward przerwał moje rozmyślania.
Usłyszałam w jego głosie cień troski. O tak! „Przebudził” się!
-Och...
Przytuliłam się do niego. Nie wiedział, co jest grane.
Odetchnęłam z ulgą. Dobrze, że już mu przeszło. Dobrze? Teraz, kiedy w końcu zaczął czuć, kiedy coś do niego docierało, ja będę musiała go zranić. No ale co złego jest w wypadzie na lody? Ach, wiem. Jacob. Według niego. Ale nie mogę tego odwołać. Obiecałam mu...
-Jestem taka głupia i wredna... –wyszeptałam, nie patrząc mu w oczy.
-Ile bym dał, żeby być teraz w Twojej głowie...-zignorował ,co powiedziałam i zadumał się. -Choć przez chwilę...
Szliśmy w stronę volvo. Kurczę ,muszę coś wymyślić. Nie możemy jechać razem. W każdej chwili może przyjechać po mnie Jacob. Zapewne w jakimś pięknym stylu. Skrzywiłam się i warknęłam. Edward spojrzał na mnie oszołomiony.
-Bella...Ty warczysz.-Było to stwierdzenie, podchodzące do pytania.
-Yyy...tak jakoś się wymsknęło .- Zarumieniłam się.
Zachichotał.
-Jak mi będzie brakować tych rumieńców...-pogłaskał mnie po policzku i spojrzał czule. I, oczywiście, pocałował.
-Dobra, dobra. I tak nie zmusisz mnie do zmiany decyzji.
-Ach, jaka szkoda –westchnął teatralnie.
OK., czas działać.
-Edward?
-Tak?
-Dzisiaj pracuję.
-Podwiozę Cię. Nie ma sprawy.
-Ale... nie mam czym wrócić.
Spojrzał na mnie zdumiony.
-Przecież zawsze po Ciebie przyjeżdżałem, słońce. –Uśmiechnął się.
-Ale...-powtórzyłam.-Ja tak dawno nie jeździłam moją furgonetką...
Boże, ale kombinowałam.
-Skoro nie chcesz... OK., podwiozę Ci ją –posmutniał.
To ze mnie jest potwór, a nie z nich! Ciągle ich ranię. Gdybym mogła, rozpłakałabym się. Ale obiecałam. Wsiadłam do volvo, żeby wiedział, że niepotrzebna mi już mój poczciwy, stary wóz. Zrobił, to co ja i ruszyliśmy w stronę sklepu Newtonów.
-Przepraszam.-Słowa same wyszły mi z gardła.
-Nie ma za co. Przecież się nie obraziłem.-Uśmiechnął się ponownie i pogłaskał mnie po głowie.
Odburknęłam coś pod nosem. Niech to szlag! Czy on zawsze musi być taki wyrozumiały? To nie fair. Dla niego. Przecież to wszystko moja wina, a on tego nie zauważa. Odwróciłam głowę stronę okna i udawałam, że przyglądam się, co się za nim znajduje. Znów padało. Normalka. Słońca nie widziałam chyba od miesiąca. Jechaliśmy tak szybko, że niczego ciekawego nie mogłam dostrzec, oprócz muru z drzew, stworzonego przez przewrotną szybkość tegoż auta.
Dojechaliśmy. Zdążyłam sama otworzyć sobie drzwi.
Wyszłam, postąpiłam parę kroków i upadłam. Prosto na twarz. I leżałam tam plackiem, a deszcz wzmógł na sile. Edward po 5 minutach podniósł mnie, zdenerwowany. Zazwyczaj łapał mnie, zanim zaliczyłam glebę. Co z nim jest?
-Bells? Co się z Tobą dzisiaj dzieje? Najpierw ten wybuch rano, teraz ten wypadek...-martwiło go to, ale widziałam, jak przy wypowiadaniu tych ostatnich słów zadrżały mu kąciki ust. Zaczął coś intensywnie wywąchiwać w powietrzu.
-Chcę umrzeć –odparłam prosto z mostu. Ta pogoda chyba tak na mnie oddziaływała.
-Co takiego? –wystraszył się nie na żarty. – To dlatego chciałaś furgonetkę? Chciałaś pojechać gdzieś sama, np. na...klif –załamywał się- i zrobić sobie krzywdę? O Boże! To wszystko moja wina! Dlaczego byłem takim głupcem?! – Mełł jakieś przekleństwa , na siebie, pod nosem . Ukrył twarz w dłoniach.
Jak on przeze mnie cierpi! I znowu zwala to na siebie!
-To nieprawda. Przecież wiesz. –Przytuliłam się do niego, ale on nadal stał w tej samej pozycji, jak posąg. Nie odezwał się. –Muszę...muszę iść do pracy.
Zmierzałam ku budynkowi, płacząc. Nie mogłam już na to patrzeć. Obiecanki-cacanki. W takim stanie spotkał mnie Mike.
-Hej, co jest? – Zauważył, jaka jestem mokra (więc jakim cudem dopatrzył się łez?) i moje zadrapania. Patrzył tak i patrzył, a ja w tym czasie przebrałam się w tą przebrzydłą koszulkę. Ignorując Mike’a poszłam do klienta, który stał tyłem do mnie i wyglądał na bandziora. Myślałam, że chce coś ukraść. Hmmm... ta sylwetka...mi...kogoś...przypomina.
-Jake! –krzyknęłam tak, że wszyscy mnie słyszeli. Popatrzyli na mnie, jak na głupka. Miałam to gdzieś. Pobiegłam szybko do mojego przyjaciela i przytuliłam się do niego mocno. Och, jak cieplutko.
-Taak. Też się stęskniłem! –Wyszczerzył zęby. –Wiem, że pogoda jest idealna na lody –powiedział z sarkazmem- , więc chodźmy.
Uśmiechał się tak szczerze. Jak mój Jacob.
-Ale... dopiero, co zaczęłam pracę.
-Spoko, załatwiłem to. Masz dzisiaj wolne. Tylko jest jeden problem.
-Mianowicie?
-Pijawka. Jest na dworze.
Głośno przełknęłam ślinę.
-I pewnie nic nie wie o naszym wypadzie?
-No...nie...- odparłam przerażona. Co teraz? Co teraz?! – Może trochę poczekamy? –powiedziałam z nadzieją.
-No coś ty. Dawno czekałem, żeby go podenerwować. Dalej, jedziemy. –Wziął mnie za rękę i wyciągnął na deszcz.
-Jacob...koszulka...
-Oddasz jutro.
-Ale...
-Nie obrażą się.
Rzuciłam Mike’owi przepraszające spojrzenie. Wzruszył ramionami. Wiedział, że mu oddam.
Edward popatrzył na nas niewidzącym wzrokiem, po czym wsiadł do swojego volvo. Wszystko działo się jak na zwolnionym filmie. Czułam, że umieram w środku, patrząc na takiego Edwarda. Cierpiącego. Przeze mnie. Znowu. Wyrwałam się Jake’owi i poleciałam za samochodem mojego lubego, jakby to miało najmniejszy sens. Położyłam się na jezdni, zwinęłam w kłębek i płakałam. Marzyłam, żeby przejechało mnie stado ciężarówek. Albo zeżarła sfora.
Jacob wziął mnie na ręce i powiedział poważnie.
-Bella, wiesz, to chyba nie był dobry pomysł z tymi lodami...
Bujałam się w przód i w tył, jak jakaś obłąkana. Jezu, on mnie teraz zostawi! Rozszlochałam się już do końca.
-...ale nie mogę zostawić Cię w tym stanie samej –podjął wątek.- Więc? Co teraz? Mam odwieźć się do domu i zostać z Tobą?
-Wszystko mi jedno. –Odpowiedziałam beznamiętnym tonem.
-Uch, naprawdę jest z Tobą ciężko. Wiesz, jak Cię zostawi, zawsze masz mnie. –Wyszczerzył zęby.
O nie! Tym razem przegiął! Wyszłam z jego samochodu, głośno trzaskając drzwiami. Nie wiem skąd miałam na to siłę, ale zaczęłam biec. Uciekałam przed tym całym syfem. Jake wołał mnie, ale zignorowałam to.
Do domu potrafię sama dojść.
Ale najpierw muszę odwiedzić pewno miejsce...

***
***
Jessica popatrzyła na prędkościomierz. Otworzyła szeroko oczy.
-Alice?... 180 km/h ?
-Czy coś w tym dziwnego? Nie bój się, nie chcę Cię zabić.- Zaśmiałam się perliście.- Jess, bardzo się dziwię, że tak milczysz. Z tego co mi Bella opowiadała, to...
-Jestem wredna i bez serca- mruknęła, przerywając mi.
-...że lubisz plotkować o chłopakach-kontynuowałam , ignorując jej wtrącenie.- Tak się składa, że ja też. –Wyszczerzyłam zęby.
-Naprawdę?- Ujrzałam błysk w jej oczach.- Bo wiesz, Mike...
Zaczęło się. Paplała jak najęta. Udawałam, że słucham, potakując jej, ale tak naprawdę nie mogłam się skupić. Bella z Jacobem na lodach. Boże, to chyba moja najgorsza wizja ,którą miałam. Dojechałyśmy do Seattle. Jessica uważała mnie już za swoją przyjaciółkę.
-To gdzie teraz? Pewnie będziesz chciała wstąpić do Plazy?- Na pewno się nie myliłam. Ma się ten dar. Wyszczerzyłam się znowu.
-Tak. Skąd wiedziałaś?- Tak naprawdę nie interesowała ją już odpowiedź, bo czaiła się na tę piękną, niebieską sukienkę na wystawie. Alice!-skarciłam się. Przybyłaś tu dla bezpieczeńśtwa Belli, a nie na zakupy! Ale...ona będzie dopiero za 40 minut. Ok., idziemy na łowy! Szybkim krokiem poszłyśmy do sklepu z tą śliczną sukienką. Jess poprosiła już o nią sprzedawczynię. Kasjerka, tak gdzieś w wieku Belli, podała jej ją.
-Jess. Na pewno ją chcesz? Wiesz, nie pasuje Ci do koloru oczu...
-Serio? –posmutniała. –Tobie nie pasuje do włosów – odwdzięczyła się pięknym za nadobne.
-Tobie za to do butów-odgryzłam się. Ale zabawa!
-Żaden problem. Kupię sobie nowe.
-Nie starczy Ci. Ta sukienka jest wystarczająco droga.
-Skąd wiesz, że mi nie starczy?- mówiła przez zęby.
-Proszę bardzo. Kup ją.
Była tak wściekła ,że bez przymierzana podeszła do kasy. Wyjrzałam przez okno. A nóż widelec będzie tam Bella? Odwróciłam się, bo Jessica wrzeszczała na ekspedientkę.
-No jak to?! Przecież jestem tu stałą klientką !- zmroziła dziewczynę wzrokiem. – Powinniście dać mi kredyt! Muszę mieć tę sukienkę!
-Przykro mi, proszę pani –ofiara Jess mówiła cichym głosem. – Nie możemy tak robić.
Moja „przyjaciółka” zamilkła. Pewnie liczyła do dziesięciu.
Zachichotałam.
-Mogę Ci pożyczyć –zaoferowałam się.
-Naprawdę? – Zrobiła wielkie oczy.
-Ale na buty – śmiałam się głośno. Skinęłam na kasjerkę, żeby zapakowała mi mój łup.
Jessica od tego czasu chodziła ciągle naburmuszona. Chyba nie jestem już jej przyjaciółką. Chi, chi.
-Alice, wiesz ile te ciasteczka mają kalorii? – narzekała Jess, kiedy zmierzałyśmy do McDonalds’a .
Stanęłam jak wryta. Boże, ile będę miała dzisiaj takich strasznych wizji?! Bella doprowadzi mnie do zawału, ot co! Zawału na nasz, wampirzy, sposób. Oczy miałam szeroko otwarte. Usta również. Jessica mnie poszturchiwała, jakby to coś dało.
-Alice? Dobrze się czujesz? Nie martw się, to ciasteczko aż tak Cię nie utuczy- zaśmiała się nerwowo.
Zobaczyłam teraz wszystko uważnie. Ta wizja kiedyś była, tylko niewyraźna... Ruszyłam szybko w stronę samochodu, dając Jess pieniądze na te jej nieszczęsne buty. Zgubił jej się portfel. Biedna. Ale to jest mało ważne.
-Emmet po Ciebie przyjedzie-powiedziałam głosem bez emocji. – Masz na niego czekać. Tu-wskazałam na butik.
Już mnie przy niej nie było. Zrobiłam na komórce szybkie wybieranie i po dwóch sygnałam Emmet odebrał.
-Słuchaj. To pilna sprawa. Masz przyjechać po Jessicę do Seattle. Łatwo ją znajdziesz. Będzie czekać na Ciebie w butiku. Nie pytaj się, tylko rób ,co Ci każę –rozłączyłam się.
Wskoczyłam do auta i jechałam z najwyższą prędkością.
Bella miała umrzeć.

***
Biegłam z taką szybkością ,jak nigdy. W każdej chwili mógł dogonić mnie Jacob. I Alice. Moje ognisko w sercu powoli się gasiło. Nie było już tam Edwarda, który codziennie, dosypywałby po parę gałązek miłości. Musiałam się z tym pogodzić. Ale nie wytrzymałabym kolejnego rozstania. I jego słów „ z nami koniec” . Płacząc, nie widziałam nic wyraźnie. Wszystko było takie zamazane. Dokładnie jak moje życie.
Przez ten nieostry obraz nie zauważyłam kamienia przed sobą i runęłam jak długa. Nie mogłam wstać, a co dopiero znowu uciekać. Miałam złamaną kostkę. Na pewno. Za dużo w życiu przeszłam, żeby tego nie rozpoznać. Z ledwością się podźwignęłam, ale najważniejsze jest ,że się udało. Na szczęście, znajduje się w tej miejscowości dużo grubych i długich badyli. Wzięłam sobie dwa, do podpórki, i ruszyłam dalej. Byłam pewna ,że Jacob sobie odpuścił. Kostka ciągle o sobie przypominała, zapewne ostrzegała, żebym nie zrobiła tego, co planowałam. Ale na pewno umrę, więc nie interesowałam się nią. W końcu tu dotarłam. Nie miałam za daleko.
Klif. Historia lubi się powtarzać. Tym razem już nigdy się nie powtórzy. Nadszedł koniec.
Mój koniec.

***
Jechałam 200 km/h i biłam się z myślami. Nie,absolutnie nie interesowało mnie to,że mogą złapać mnie gliny. Chodziło mi po głowie coś straszniejszego. Zadzwonić do Edwarda. Gdybym powiedziała mu wcześniej,nic by się tak nie potoczyło. A teraz? Kiedy zadzwonię już nigdy się do mnie nie odezwie. A ja nie chcę stracić brata. Belli też.
Co zrobić?
Popatrzyłam na komórkę…
Ok.,zrobię to. Edward mi to kiedyś wybaczy. Ma na to całą wieczność.
Wycisnęłam jego numer. Przyśpieszył mi się oddech. Jak ja mu o tym powiem?
Niestety,odebrał po jednym sygnale,co nie dało mi czasu na zastanowienie się,jak się obronię.
-Tak? –odezwał się niczego się nie domyślając.
-Edward...-zaczęłam niepewnie.
-Słucham Cię,Alice. Coś się stało? –nadal okazywał spokój.
-Bella...-wyszeptałam.
-Co z nią? – od razu się zdenerwował.
-No...przepraszam,wiem,że powinnam powiedzieć to wtedy, w stołówce. Mam nadzieję,że mi to kiedyś wybaczysz. –Paplałam jak najęta.- Ale to nie jest teraz najważniejsze. Bella...ona...chce się zabić. Skoczyć z klifu.
Chwila milczenia. Za długa.
-CO?! –krzyczał,oburzony- i ja nic o tym nie wiem! Mam prawo wiedzieć!!!...przecież...- załamywał się.
Dałam mu czas. Po paru sekundach pozbierał się i powiedział głosem bez emocji:
-Gdzie jesteś?
-10 min drogi od klifu.
-Cholera, nie zdażysz!
-Spokojnie, według moich wizji będzie się przez chwilę wahać. To może nam pomóc. Nie wsiadaj w samochód, tylko biegnij. Będziesz szybciej ode mnie. Przepraszam. –Rozłączyłam się.
Znowu okłamałam Edwarda. Ona wcale nie będzie się wahać. Zrobi to od razu. Psiakrew.

****
Podeszłam do krawędzi.
Krawędzi klifu jak i mojego życia.
Ognisko w moim sercu zgasło. Tak jak całe moje życie. Muszę to zrobić.
Wyłączyłam się i zrobiłam to automatycznie.
Postąpiłam dwa kroki do przodu i skoczyłam.
Poczułam się jak ptak. Taka wolna. Wolna. To znaczy, że bez Edwarda.
Lecąc nie słyszałam Jego głosu . Tak jak za starych czasów. Dziwne? Nie.
Czułam wiatr we włosach. Było mi przyjemnie. O niczym nie myślałam. Krzyczałam jak szalona. A może to ktoś krzyczał na mnie?
Wszystko znów wróciło do normy. Zaczęłam wszystko słyszeć.
Czuć.
Poczułam na sobie coś zimnego. To coś zaczęło mnie ogarniać. Topić. Dusić. Przygniatać.
Już nie czułam się jak ptak.
Raczej jak UWIĘZIONY ptak. Nie mogłam się uwolnić z tego wszechogarniającego „czegoś”.
Było coraz gorzej. Teraz tak naprawdę zdałam sobie sprawę, co się dzieje.
Topię się. Po raz kolejny. Tym razem już ostatni raz. Nie mogłam nawet się poruszać tak, jak ostatnio. Złamana kostka. To przez nią miałam mniejsze szanse na ratunek. Ale tak szczerze nawet nie chciałam ich mieć.
Nie było już Jacoba ,który by mnie uratował. Nie było również Edwarda. On nic nie wiedział.
Taką miałam nadzieję. Ale...właśnie! Edward, Jacob, Renee, Charlie... Nie mogłam im tego zrobić, nie mogłam! Przecież to nie tak miało być! Jaka ja jestem głupia. Okropna!
Zaczęłam energicznie machać rękami i jedną nogą. Niestety, na nic się to nie zdało. Tym razem nie było żadnej wichury, ani nic takiego, ale moje szanse były zerowe.
Walczyłam jeszcze przez parę minut.
Lecz długo nie wytrzymałam. Zaczęłam oddawać się ciemności. Pochłaniała mnie całą sobą. Była brutalna. Kuła moje serce, płuca. Nawet mózg. Całe ciało. Nie miała litości. Lecz po chwili stała się miłosierna. Zrobiła tak, że nic nie czułam. Przytulała mnie do siebie. Poddałam się temu. Było mi tak dobrze...
Umarłam.

***

UWAGA!!! ED !!

Myślałem, że ją zabiję. Alice. Choć tak naprawdę nie byłbym w stanie. To moja siostra. Nie chciała, abym się martwił. Tylko,cholera,dlaczego tak wyszło?!
Wciągnąłem powietrze,jakby to miałoby być mi w czymś potrzebne. Policzyłem do dwóch. Nie do dziesięciu. To zajęłoby zbyt wiele czasu. A jego nie było. Musiałem ratować Bellę. Mam nadzieję,że Alice miała właściwą wizję. Z tym wahaniem Bells. Wtedy...zdążyłbym ją...uratować...-Te słowa nie chciały przejść mi przez gardło. Chciałem się pozbierać,opanować. Lecz nie mogłem. Byłem zbyt oszołomiony,zdenerwowany,zaskoczony,wnerwiony,zmartwiony,wystraszony...Tysiąc uczuć przelewała się przez jedno ciało. Moje. Buchały w mózgu,we włosach,paznokciach,skórze. Wszędzie. Oprócz serca. Przecież ono nie bije już od stu lat.
Nie wsiadłem do samochodu. Tym razem złamię wszystkie prawa. Prawa fizyki,biegnąc 666 km/h, prawa policyjne oraz niektóre punkty z naszego paktu. Mam nadzieję,że Jacob mi to wybaczy. I Bella..
.

***
Jechałam z zawrotną prędkością. Musiałam dojechać tam przed Edwardem. Nie mógł dowiedzieć się,że go okłamałam. Po raz dziesiąty chyba w tym dniu. Niewiarygodne, że to wszystko stało się jednego dnia. Niewiarygodne...
Przycisnęłam pedał gazu. Lecz po chwili zjechałam na pobocze.
Znów wizja.
Straszna.
Najgorsza.
Bella w trumnie. Charlie i Renee obok. Phil obejmujący Renee. Angela, Mike ,Jessica, Ben, Taylor, nawet Lauren zalewający się łzami. Wszyscy ubrani na czarno. Jak w jakimś kryminale. Za tymi wszystkimi śmiertelnikami, za cieniem drzewa,stoi Edward. Słońce go utula, robiąc z niego błyszczący,starannie oszlifowany kryształ. Przepiękny diament. On na to nie zważa. Patrzy się na trumnę, żałując, że nie mógł nic zrobić. Płakał. Lecz nikt nie mógł tego zauważyć. Nikt, oprócz nas. Jego rodziny. Jego oparcia.
Następna wizja.
Edward u Volturi. Tym razem zgadzają się od razu na zabicie go.
Aro uśmiecha się, żądny jego zagłady. Jego czerwone oczy błyszczą się niby szafiry w ciemności. Jest doskonały. I zdaje sobie z tego sprawę.
Chce tego. Chce, byśmy cierpieli.
Nadal się uśmiecha. Szaleńczo. Spod jego czarnej peleryny wystają kępki siwych włosów. Na jego czole robią się zmarszczki. Przy oczach też. Z uśmiechu szaleńczego na zadowolony.
Stało się.
Edward umarł
...

***
To druga część rozmyślań Alice. Dlatego wcześniej zrobiłam 3 kropki. Miłego czytania.
I nie zabijajcie mnie! Razz
***
...Potrząsnęłam mocną głową,żeby odgonić od siebie te wizje.
Ruszyłam,wmawiając sobie,że tego po prostu NIE BYŁO.
Ale te wizje w dziewięćdziesięciu procentach się spełniają. Cholera jasna. Zawsze zostaje te dziesięć procent. Jechałam dalej, rozmyślając, co ja mam zrobić. I co mam myśleć na temat tych wizji. Dlaczego akurat takie? Dlaczego nie ma nas przy Edwardzie,kiedy jest na pogrzebie Belli? Czemu Aro aż tak pragnie zagłady Edwarda?
Nic się tu nie zgadza. Ani odrobinkę.
Dojechałam i spojrzałam przerażona na miejsce, w którym powinna jeszcze stać Bella. Powinna. Szybko wysiadłam z samochodu, przeklinając pod nosem.
A więc? Cóż teraz uczynić? Wiem, że sfora zaraz tu nadbiegnie. Może gdybym rzuciła się Belli na pomoc , Edward by wszystko wyjaśnił wilkołakom. Ale wydaje mi się, że to raczej mnie by posłuchały. Może tym razem by mi zaufały. Morze jest głębokie i szerokie. W morzu topi się Bella!
Cholera,cholera,cholera! Niech to szlag trafi! Albo nie. Bo jeszcze wyłowimy Bellę jako zapiekankę.
Boże! O czym ja myślę?! Dlaczego jestem taka nieodpowiedzialna?! Już dawno powinnam wyjść na brzeg z Bellą na rękach ,a ja stoję tu jak słup, czekając na straszny gniew Edwarda i sfory.
Idiotka ze mnie.
Ok.,lepiej poczekam na Edwarda. Będzie tu za pięć sekund.
5...
4...
3...
2...
1...
O! Jest. No to poległam...
-ALICE
!

***
-ALICE! –darłem się oburzony.
Czy tą dziewczynę już do końca ...Lepiej,abym tego nie dokończył. Chociaż? Przecież i tak ją zabiję, więc mógłbym jej wygarnąć jej teraz wszystko, co o niej myślę.
Ale przecież nie mam o niej złego zdania.
To może zmyśliłbym coś, aby miała poczucie winy?
Może ...
- Wiem, że mnie zabijesz. Ale to później. Choć wątpię, że to zrobisz. Wpierw zeżrą mnie wilki. Może zostawią Ci coś na przekąskę. I nie rozpaczam z tego powodu. Też bym się zabiła na Twoim miejscu –przerwała mi Alice, znów gadając bzdury.
-Słuchaj, Alice. –Próbowałem być spokojny.- Co Ty,do cholery,wyprawiasz?! Bells się topi, a Ty jakby nigdy nic,stoisz i na to patrzysz?! Czy ty aż tak bardzo mnie nienawidzisz?!
-Teraz Ty słuchaj,Edward. Co Ty,do cholery,wyprawiasz?! –Cytowała mnie. Zaraz ją uduszę.- Bells się topi,a Ty jakby nigdy nic,stoisz i krzyczysz na mnie,zamiast ją ratować!Czyś Ty oszalał?!
Widać,była bardzo z siebie zadowolona. Warknąłem na nią i rzuciłem jej pożegnalne spojrzenie. Jestem ciekaw,czy jak wróci ,to będzie na mnie czekała,aż rozerwę ją na strzępy.
Złość przeminęła w jednej sekundzie,kiedy spojrzałem w dół. Morze. Wielkie fale. A pośród nich Bella.
Rzuciłem się,próbując przegonić czas. Nie czułem wiatru,który smagał mi twarz. Nie czułem nic. Chciałem tylko jednego-uratować Bellę. Choćbym sam miał stracić życie.
Trafiłem w wodę. Ignorując siłę uderzenia,popłynąłem jak najszybciej, w stronę Belli. Wiedziałem gdzie jest,dzięki jej zapachowi. Pierwszy raz w życiu błogosławiłem jej krew,która znowu mnie wołała. W końcu do niej dopłynąłem. Kiedy ją zobaczyłem,na chwilę oniemiałem. Była totalnie bezwładna. O Boże...a jak ona nie żyje? Nie będę w stanie się z tym pogodzić. Pierwsze co zrobię,to pojadę do Volturi. Prosto stąd. Z tego miejsca. Wziąłem ją na plecy i po 15 sekundach byłem przy brzegu.
Wychodząc,zobaczyłem sforę wraz z Alice.
Chyba jej odpuszczę. Namówiła w końcu wilkołaki,żeby nic nie zrobili.
Nie zwracając na nich większej uwagi,położyłem Bells na ziemi. Przyglądałem się jej. Przez chwilę myślałem,że umarła. Lecz usłyszałem bicie jej serca. To był dla mnie w tym momencie najpiękniejszy dźwięk,który usłyszałem w całym życiu.
Po chwili znalazł się przy mnie Jacob. No oczywiście. Chciał wziąć sprawy w swoje ręce i zrobić Belli sztuczne oddychanie.
I że niby mam mu na to pozwolić?
Ale...ok.,udzieliłem mu zgody. Mam nadzieję,że on mi też udzieli,jak się o coś zapytam.
Oczywiście,próba Jacoba się nie udała. Następna też. Patrzyłem się na to martwo,nie wiedząc,jak zacząć.
-Jacob...-zacząłem.
-Co?-odburknął. Myślał,że Bella nie żyje.
-Słuchaj...tak naprawdę,to Ty jesteś prawowitym Alfą.
-No i?
-Więc...czy...udzieliłbyś mi zgody na...pewną rzecz?
-Zależy jaką. –Był niechętny. Już na niczym mu nie zależało. Jego myśli biły się ze sobą. Tak jak moje.
-Chciałbyś,żeby Bella żyła?
-A dałoby się tak? –rozchmurzył się. Był pełen nadziei.
-Oczywiście. Pod jednym warunkiem.
-Jakim? Na każdy się zgodzę,tylko ją uratuj!
-Ona...musi zostać wampirem.
I na tym skończyła się nasza „miła pogawędka”. Jacob, obnażając zęby,rzucił się na mnie.

***
Widziałam to tylko ja. Wilkołaki nie zdołałyby zauważyć lecącej w moją stronę strzykawki. Nie,to nie było żadne lekarstwo. Nic innego nie pomogłoby Belli. Tylko nasz jad.
Złapałam to i w mgnieniu oka znalazłam się u boku umierającej dziewczyny. Tak jak chciał Edward,tak zrobiłam. Choć nie do końca się z tym zgadzał,ale teraz to była nasza i Jej deska ratunku.
Wstrzyknęłam jad mojego brata prosto w Jej serce. Ed już od dawna nosił przy sobie tą strzykawkę. Wiedział,że ta chwila kiedyś nastąpi. A ja wiedziałam,że muszę mu teraz pomóc.
Kundle domyślioły się. Emby i Quil rzucili się na mnie. Odepchnęłam ich z łatwością,wiedząc,że muszę uratować Bellę. Zaczęłam krzyczeć :
-Czy wyście oszaleli?! Chcecie,żeby umarła?! Nawet Ty,Jacob?!
Jake przestał atakować Edwarda.
Zamyślił się.
-Nie...nie chcę tego...-szepnął i spuścił głowę.
-A więc teraz ja Cię zapytam. Jacobie,prawowity Alfo,czy zgadzasz się,abyśmy złamali jeden punkt z naszego paktu,zamieniając Bellę w...wampira?
Wszystkie wilki mimowolnie warknęły.Sam, usłyszawszy wzmiankę o Alfie,wzdygnął się.
-Tylko szybko! –ponaglałam Alfę-Jad już się rozprzestrzenia!
Jacob spojrzał w oczy Samowi. Po dwóch sekundach skończył.
-Tak,zgadzam się.-Westchnął. Wiedział,że już nigdy nie pokocha Belli,kiedy ta stanie się takim potworem,jak my.
W tym właśnie momencie przemiana zaczęła się
.



Ostatnio zmieniony przez Cull dnia Wto 21:53, 10 Lut 2009, w całości zmieniany 1 raz
Powrót do góry Zobacz profil autora
Cull
Wilkołak



Dołączył: 07 Paź 2008
Posty: 770
Przeczytał: 0 tematów

Skąd: Forks

PostWysłany: Nie 19:03, 04 Sty 2009    Temat postu:
 
ekhm. Wy macie łatwiej,niż dziewczyny z forks .. xd one tam czekały na poszczególne części,a Wam dałam już w całości xD (prawie,bo jeszcze coś się ukaże Very Happy)
miłego czytania!

Powrót do góry Zobacz profil autora
N_Cullen
Prawdziwy Cullen



Dołączył: 01 Sty 2009
Posty: 2239
Przeczytał: 0 tematów

Skąd: WRock

PostWysłany: Sob 2:54, 17 Sty 2009    Temat postu:
 
fajne Smile normalnie jak bym czytała coś Stephanie Smile

Powrót do góry Zobacz profil autora
Cull
Wilkołak



Dołączył: 07 Paź 2008
Posty: 770
Przeczytał: 0 tematów

Skąd: Forks

PostWysłany: Wto 21:19, 20 Sty 2009    Temat postu:
 
dziękuję, Cullenko _N . ^^ xdd

daję następną część. i ostatnią. ! Sad

***
Zbliżałam się do „światła”. Był nim Edward. Czekał tam uśmiechnięty, z wyciągniętymi ku mnie rękoma. Odwzajemniłam uśmiech. Dookoła mnie znajdowały się czarne ściany, z plakietkami, na których były „mini wideo” – moje wspomnienia. W pierwszym zauważyłam mnie, leżącą w łóżku szpitalnym, Edward obok na fotelu, udający spanie. Zachichotałam. Było tu tak cicho i spokojnie. Jednak ta śmierć wcale nie jest taka zła.
Spojrzałam na drugie wspomnienie : wiatr we włosach, krzyk, adrenalina... później zimno, ciemność, fale, brak oddechu... Nie, to mi się nie podobało. Rzuciłam się z rozpaczą na tą płytkę, w której mieściło się tyle bólu... Zaczęłam ją drapać, ciągnąć... nic nie mogłam zrobić. Byłam bezsilna. W końcu umarłam...
Zesunęłam się po ścianie ,próbując płakać. Nie mogłam. Jedyne, co potrafiłam, to iść do celu. Do mojego Edwarda. I zostawić mu na ustach ostatni pocałunek.
Zmotywowana ,ruszyłam do „światła”. On nadal się uśmiechał... nagle do głosy wpadła mi przerażająca myśl : To, że On tu stoi, to znaczy, że też umarł?! I to przeze mnie?! Nie...to niemożliwe. Przecież on jest NIEŚMIERTELNY. On musi żyć. Musi!
Trzymając się tej myśli, znów podążyłam w Jego kierunku. Nagle nie mogłam iść do przodu. Droga zaczęła się cofać, wirować, zostawiając mnie daleko od Niego. Dlaczego?!- chciałam krzyknąć. Lecz głos uwiązł mi w gardle. Moje migdały, zęby, język i usta nie chciały z nim współpracować. Zaczęłam lecieć w dół, próbując chwytać się płytek-wspomnień. To nic nie pomagało. Leciały one wraz za mną. Moje życie kończyło się. Już nigdy Go nie usłyszę...nie poczuję. Nie powstaną nowe wspomnienia ,z nim w roli głównej. Nie będę mogła się z nim znowu żartobliwie spierać, tak jak z Jake’m. A Alice? Ten słodki , mały, narwany chochlik?
A Esme? Przecież ją też kochałam...jak własną matkę. Jasper, tajemniczy wampir, którego już nigdy nie będę mogła rozgryźć... Emmet i te jego świetne żarty, które doceniam dopiero teraz... Głowa rodziny-Carlisle. Już nigdy mnie nie zszyje , nie pomoże mi, nic nie opowie... Moi rodzice – ich też już nie zobaczę... Zatęskniłam nawet za Rosalie ...
Nagle usłyszałam jakieś trzaski. Czułam ,jakby ktoś tłukł mnie młotkiem. Ogarnął mnie strach, przerażenie, niedowierzanie, ból ... nie mogłam tego wytrzymać. Chciałam krzyczeć, płakać. Wszystko. Umrzeć wreszcie. Lecz nie mogłam teraz nic zrobić. Nawet przed tym uciekać. Ruszając palcem, umierałam. Oddychając-traciłam siły. Wiedziałam, że to już koniec. Tylko dlaczego to tak strasznie bolało ? Czemu nie mogłam skończyć swej jakże marnej egzystencji w spokoju?
Próbowałam się skupić. Uruchomiłam swoje chi. Starałam się nie pracować klatką piersiową. Nie ruszać się. Po prostu popaść w nicość.
Zrobiło mi się okropnie zimno. Gdybym mogła, zaczęłabym się trząść. Leżąc, patrzyłam się do góry. Na suficie były zdjęcia osób, które kochałam. Cullenowie... Charlie i Renee...cała sfora wraz z Jacobem.
Zamknęłam oczy, próbując uciec przed tym wszystkim, co otaczało mnie kiedyś –troską i miłością. Za czym strasznie tęskniłam.
Lekkie mrowienie zaczęło rozchodzić się po moim ciele, rozpoczynając od palców u rąk. „Mrówki” zamieniły się w okrutne kłucie. Próbowałam być spokojna, ale ból rozsadzał mi czaszkę, kończyny, płuca. Serce.
W moich żyłach coś się działo. Zaczęły pulsować, zmieniając kolor. Stały się zielone, potem okropnie fioletowe. Jakby zgnite, rozdziamdziane ... Przepływała w nich krew tak gorąca, że aż parzyła ręce i nogi. Później cały organizm. Zaczęłam się palić ... Tak mi się wydawało . Nie mogłam spojrzeć, co dzieje się z moim ciałem, bo oczy latały mi w tą i z powrotem . Miałam wrażenie, że wstąpił we mnie szatan, rządząc się moim mózgiem. Zaczęłam się rzucać, odczuwając każdy ruch przeraźliwie. Diabeł nadal przejmował inicjatywę. Wyginałam się , drapałam podłogę, aż w końcu ,TO się skończyło. Nie wiem ,ile trwałam w tej bolesnej sytuacji . Rok ?A może parę minut? Miesiąc, tydzień , dzień ? O niczym nie mogłam myśleć...
Z hukiem opadłam bezwładnie na ziemię. Byłam już niczym. Jedynie wydartą z ciała duszą, błąkającą się po dziwnym pomieszczeniu.
Odzyskałam mój wymarzony spokój. Błądziłam po pokoju, zostawiając w tyle martwą Isabellę Swan . Teraz byłam nową Bellą. Powłoką, bez oczu, rąk, nóg, głowy. Jedną, wielką plamą.
Nagle , z prędkością światła znalazłam się w moim ciele, żałując tego ogromnie. Nagle mogłam oddychać, więc skorzystałam z okazji , łapczywie nabierając powietrza, dla moich płuc , które okrutnie go potrzebowały. Składnik atmosfery dostawał się do środka, paląc ,jakby był ogniem.
Zachłysnęłam się , i otworzyłam szybko oczy. Coś jasnego dostało się do nich, więc odruchowo je zamknęłam . Powoli kontynuowałam poprzednią czynność. Otworzyłam je ‘ w całości ‘ i jak na razie widziałam tylko biel, która zamieniała się w żółć. Słońce. Ale co ono tu robi ? Przechyliłam głowę w bok. Nadal szybko oddychałam. Wypluwałam wodę, która nagromadziła się w moich płucach. Im mniej jej było, tym lepiej się czułam .
Coś,a może ktoś, wzięło mnie za głowę ,pomagając mi ulżyć. Zaczęłam kaszleć . Krztusić się. Znowu.
Zauważyłam jakieś rozmazane kształty w zasięgu mojego wzroku. Czy to były inne dusze? A może jakieś twarze? Przecież są tam usta, oczy, nos... a może to potwór?
Moje spojrzenie zaczęło się wyostrzać, co dawało mi lepsze określenie sytuacji.
To były twarze. Na pewno. Zaraz...co ja ...tu...widzę?!
-Edward!!!!! –Krzyknęłam. Zerwałam się na nogi, będąc po jednej setnej sekundy przy jego boku. Co tu się dzieje? W normalnych warunkach dawno bym się przewróciła...ale czułam ,że jestem w prawdziwym świecie. Tylko co się ze mną stało ?
-Spokojnie, kochanie. Już nic ci nie jest... – Mój chłopak przytulił się do mnie, delikatnie głaszcząc mnie po głowie. – Jak się cieszę, że żyjesz... tak bardzo się cieszę...
Edward wyglądał, jakby miał zaraz się rozpłakać. Ale nie zwracałam na to uwagi. Jego dotyk był ciepły. ON cały był ciepły. Dlaczego ? Przecież zawsze było mi przy nim zimno...nie licząc mojego serca, które robiło się strasznie gorące , a krew przepływala mi w żyłach bardzo szybko. No właśnie. Co z moim sercem ? Dlaczego nie bije szybciej, kiedy jestem blisko niego ? Może jednak umarłam ?
Edward, jakby czytając mi w myślach, powiedział :
-Słońce, naprawdę nie umarłaś. Jesteś tu . Z nami . Jedną ... z nas.
Zrobił niezdecydowaną minę. Bał się pewnie odtrącenia. Bał się tego,że mu tego nie wybaczę. Tego,że ... stałam się ...wampirem .
-Ale ... że ja ...wampir... – Próbowałam pozbierać się do kupy , mówić składnie, poprawnie gramatycznie... – Edwardzie. –Spojrzałam mu się w oczy. – Czy ja ...jestem wampirem ?
Zdziwił mnie mój własny głos. Był taki cichutki , melodyjny. Piękny. Nie mogłam nadziwić się jemu. Czy ja będę równie piękna, co mój głos ? Czy to możliwe?
-Tak. Wybacz, nie chciałem Ci tego robić. Ale to była jedyna szansa... tylko tak mogłem Cię uratować. Nie chciałem Cię stracić...
-Rozumiem. Nie mogę w to uwierzyć ... –Przyjrzałam się swoim dłoniom. „Jakie blade...”-pomyślałam.
Twarz Edwarda przysłonił grymas bólu . Myślał, że zrobił źle.
-Nie bój się. Nic się nie stało. Przecież wiesz, że tego pragnęłam. Bycia z Tobą na wieczność. I nic już nigdy tego nie zmieni. Dziękuję. Kocham Cię.
W tym momencie złożyłam na jego ustach pocałunek, o którym tak marzyłam.
Pocałunek nowego życia. Wieczności.

***
przepraszam za jakieś eee...te..błędy -literówki jak i stylistyczne. pisałam to pod wpływem impulsu + nie czytałam tego 2 razy. sama już nie wiem,co tam napisałam. xd
naprawdę-szczerze się boję,że Wam się to nie spodoba. ale tak czy siak-miłego czytania.



Ostatnio zmieniony przez Cull dnia Sob 21:52, 24 Sty 2009, w całości zmieniany 1 raz
Powrót do góry Zobacz profil autora
N_Cullen
Prawdziwy Cullen



Dołączył: 01 Sty 2009
Posty: 2239
Przeczytał: 0 tematów

Skąd: WRock

PostWysłany: Śro 2:17, 21 Sty 2009    Temat postu:
 
ponoć pod wpływem impulsu czy tak zwanej weny twórczej wychodzą najlepsze texty Razz i ja się z tym zgadzam Razz najbardziej spodobał mi się pomysł że opanował ją szatan Smile to było boskie Razz

Powrót do góry Zobacz profil autora
Alex_anarya
Wampir



Dołączył: 31 Gru 2008
Posty: 322
Przeczytał: 0 tematów


PostWysłany: Śro 16:49, 21 Sty 2009    Temat postu:
 
genialne!!! mam tylko jedno ALE... dlaczego nie będzie następnych częście?!!!!!1 proszę przemyśl to...

Powrót do góry Zobacz profil autora
Bells
Administrator



Dołączył: 29 Cze 2008
Posty: 968
Przeczytał: 0 tematów


PostWysłany: Śro 19:03, 21 Sty 2009    Temat postu:
 
Może będą - jak baaardzo łądnie poprosimy - a przyanjmniej tak Cull napisała na Forks Very Happy Very Happy
I miejmy nadzieję, że tutaj także nasze prośby przyjmie.
A więc: Proooooooszę się, moja ty Cull kochana - dopsiz jeszcze pięć tysięcy części! Very Happy

Powrót do góry Zobacz profil autora
Cull
Wilkołak



Dołączył: 07 Paź 2008
Posty: 770
Przeczytał: 0 tematów

Skąd: Forks

PostWysłany: Śro 20:11, 21 Sty 2009    Temat postu:
 
N_Cullen - ale mi chodziło o to,że nie czytałam tego 2 razy,więc nie mogłam poprawić. xd o .;d co do szatana- uwielbiam go! xdd musiałam to dodać ;d
Alex *skrócam* ;d -dziękuję ;d podziwiam,że chciało Ci się czytać. xdd
do Alex i Bells- POSTARAM SIĘ NAPISAĆ ! Very Happy ale bd się czuć jak Stefka,w sensie,że bd ją naśladować. buu Sad

Powrót do góry Zobacz profil autora
Alex_anarya
Wampir



Dołączył: 31 Gru 2008
Posty: 322
Przeczytał: 0 tematów


PostWysłany: Śro 21:55, 21 Sty 2009    Temat postu:
 
dzięx Cull Smile czekam... pewnie będzie jeszcze lepsze od tego Wink

zobaczysz jeszcze kiedyś przebijesz Meyer!!!

Powrót do góry Zobacz profil autora
love_twilight
Wilkołak



Dołączył: 22 Wrz 2008
Posty: 378
Przeczytał: 0 tematów

Skąd: Poznań

PostWysłany: Śro 23:11, 21 Sty 2009    Temat postu:
 
No właśnie! Ona JUŻ sie powinna bać takiej konkurencji jak TyxD

Powrót do góry Zobacz profil autora
Czaja1113
Prawdziwy Cullen



Dołączył: 27 Sie 2008
Posty: 2430
Przeczytał: 0 tematów

Skąd: Konin

PostWysłany: Śro 23:17, 21 Sty 2009    Temat postu:
 
Taaak I już sie nie musimy bać że SM kiedyś przestanie pisać ! Będziemy miały swoją Cull!

Powrót do góry Zobacz profil autora
N_Cullen
Prawdziwy Cullen



Dołączył: 01 Sty 2009
Posty: 2239
Przeczytał: 0 tematów

Skąd: WRock

PostWysłany: Pią 1:15, 23 Sty 2009    Temat postu:
 
ja tam sądzę że Cull już przebiła Staphanie Very Happy ten ff jest o wiele lepszy niż np. Breaking Dawn Smile

Powrót do góry Zobacz profil autora
Cull
Wilkołak



Dołączył: 07 Paź 2008
Posty: 770
Przeczytał: 0 tematów

Skąd: Forks

PostWysłany: Sob 2:11, 24 Sty 2009    Temat postu:
 
ej,nie za bardzo się zagalopowałyście? xddd
tu nie ma nawet porównania! XD
jestem DNEM w porównaniu do Stefki!
ona jest geniuszem-ja nie. to ona napisała sagę-ja nie.
przepraszam,ale jestem bardzo samokrytyczna. xdd i nie uważam tego za dzieła sztuki,aczkolwiek cieszę się,że napisałam to ;d .
to wgl nie miało być o tym. ff miał po prostu przedstawić Zakupy Alice i Jess. a doszło do nieśmiertelności Bells. o ja pitolę. xd
dziękuję za pochlebstwa. kocham Was! xd ;*
peace. Wink

Powrót do góry Zobacz profil autora
Emetts
Zły Wampir



Dołączył: 20 Sty 2009
Posty: 214
Przeczytał: 0 tematów


PostWysłany: Sob 20:34, 24 Sty 2009    Temat postu:
 
CULL to jest genialne ! Wreszcie ktoś przedstwił myśli Alice , a nie tylko belli czy edka .... Bravo ! Świetnei napisane , ja bardzo prosze o wiecej i obyś miała wiecje taki ,,inpulsów" ps. świt moze sie schowac przed twoim kawałkiem Smile

Powrót do góry Zobacz profil autora
Cull
Wilkołak



Dołączył: 07 Paź 2008
Posty: 770
Przeczytał: 0 tematów

Skąd: Forks

PostWysłany: Nie 0:47, 25 Sty 2009    Temat postu:
 
dziękuję,ale nie zasługuję na te komplementy...
dzięki Wam się zmotywowałam i...napiszę przynajmniej jeszcze 1 część! Smile

Powrót do góry Zobacz profil autora
N_Cullen
Prawdziwy Cullen



Dołączył: 01 Sty 2009
Posty: 2239
Przeczytał: 0 tematów

Skąd: WRock

PostWysłany: Nie 3:02, 25 Sty 2009    Temat postu:
 
no Cull to to ja rozumiem Razz trzeba było tak od razu Smile

Powrót do góry Zobacz profil autora
love_twilight
Wilkołak



Dołączył: 22 Wrz 2008
Posty: 378
Przeczytał: 0 tematów

Skąd: Poznań

PostWysłany: Nie 22:07, 25 Sty 2009    Temat postu:
 
Wiesz co Cull, Ty już lepiej nic nie mów!
Piszesz świetnie, skoro tyle osób tak twierdzi no to chyba COŚ musi w tym być!
Kochamy twoje dzieła!

Powrót do góry Zobacz profil autora
Cull
Wilkołak



Dołączył: 07 Paź 2008
Posty: 770
Przeczytał: 0 tematów

Skąd: Forks

PostWysłany: Pon 16:40, 26 Sty 2009    Temat postu:
 
Ania,kocham Cie,ale Twoje zdanie teraz sie nie liczy . xd (sorry,polskie znaki mi wysiadly .. ) bo jestes moja przyjaciolka i to jest inaczej xdd

a tak teraz do wszystkich -wybaczcie. napisac,napisze,tylko gorzej u mnie z umieszczeniem tego tutaj,bo jak jestem na forum,to nielegalnie. xd a prace musze pisac na kompie i to jest ten problem...bo mama mnie moze przylapac ;/ ale dla Was wszystko! ^^ jakos mi sie uda.. ;d

Powrót do góry Zobacz profil autora
Cull
Wilkołak



Dołączył: 07 Paź 2008
Posty: 770
Przeczytał: 0 tematów

Skąd: Forks

PostWysłany: Wto 21:54, 10 Lut 2009    Temat postu:
 
uwaga,uwaga! ogłaszam uroczyście,że NAPISAŁAM KOLEJNĄ CZĘŚĆ! Very Happy [aplauz na stojąco] ;d szczególnie dziękuję Evanescence i jej piosence The Last Song I'm wasting On You która zmotywowała mnie do napisania. Very Happy
ten odcinek jest poświęcony Bells ,która jest chyba największą fanką tego ff! ;d , Czoko ,która chyba również go lubi ,ale dla Sary jest ,bo tak. xd i dla l_t ,która niestety ciągle wychwala mojego ff.. ech . życie jest ciężkie. xd

---------
2 część
Nagle zdałam sobie sprawę z obecności innych osób. ‘Odlepiłam’ się od mego lubego i rozejrzałam się wokół.
Za mną stała Alice ,z niepewną miną. Byłam ciekawa, dlaczego jest niezdecydowana...może żałowała, że zostałam wampirem? Nie, ona nie. Pewnie osądzała jak wyglądam.
No właśnie! Po perypetiach z morzem moje rzeczy musiały być nieźle rozszarpane. Spojrzałam na rękawy. A raczej na jeden. Drugi zniknął w wodach, które chciały mnie połknąć. Dobrze, że im się pomyliło i wybrały skrawek mojej odzieży. Bluzka dosyć dobrze wyglądała , z porównaniem do spodni, które z długich jeansów (moich ulubionych) stały się szortami. Dlaczego ? Przecież miejsce mojej przypuszczalnej śmierci nie mogłoby zrobić takich strat!
Spojrzałam z powrotem na Edwarda. Czyżby to on ? A może Carlisle, który stał obok niego, opierając swą dłoń na jego ramieniu.
Pokiwałam głową. Mniejsza z tymi ciuchami! I moją fryzurą ,którą mogłabym nazwać ‘Zwariowany Szopen’.
Rozglądałam się dalej. Obok doktora, stała jego żona. Emmet, oparty o ścianę z szelmowskim uśmiechem. Jemu chyba nigdy nie skończy się dobry humor. Wszyscy mieli poważne miny ,lecz on jeden radosny. Zauważyłam obok niego Rosalie.
‘Co ona tu robi?!’ – taka myśl przemknęła mi przez głowę. ‘Dlaczego? Po co? ...’ .
Nigdzie nie mogłam poszukać wzrokiem Jaspera. No tak, on , jedyny wampir potrafiący rządzić czyimiś uczuciami , musiał wyjść z tego pokoju. A może nawet z domu. Wszędzie znajdowały się resztki mojej zaschniętej krwi. Skąd ona się tu wzięła? Czyżbym się gdzieś zraniła?
Spojrzałam na ręce i nogi. Nic. Głowa-też nic. Hmm, coś tutaj nie gra...
Zaraz, zaraz! Słyszę czyjeś serce! Och, jaki to cudowny dźwięk! Lepszy, niż każda znana mi piosenka. Taki czysty, śpiewny. A ten zapach ... ?
Pociągnęłam nosem, zamykając oczy. Jestem w niebie! Ale...czy to kogoś perfumy? Nie, chyba nie. To chyba... krew! Jak ona pięknie pachnie! Jakby najsmaczniejsza na świecie czekolada posypana cynamonem ! Wyobrażałam sobie ,jak krąży w żyłach, dając tyle ciepła...smaku...zapachu...
Obnażyłam zęby i warknęłam. Ciągnęło mnie tam. Już miałam się rzucić, lecz Edward zdążył zorientować się w sytuacji i chwycił mnie mocno w pasie. Wyrywałam się, wiedziałam, że mogę go pokonać. Lecz doszedł do nas jeszcze Emmet ,który pomógł swojemu bratu. Tej podwójnej sile już nie dałam rady. Zapytałam się tylko :
-Co to ? Co może rozdzierać mi tak mocno serce i umysł? Czy to naprawdę krew? Olśniewająca! Chcę jej zasmakować! Choć raz...
-Bello, nie możesz. Tam leży Twój przyjaciel. – Upomniał mnie Edward.
Zaczęłam się głowić. Nic nie pamiętałam. W umyśle krążyły mi tylko wszystkie zdarzenia od momentu mojego nowego życia ...
-Jake –pomógł mi Emmet.
- O mój Boże! JACOB! – Zawołałam i natychmiast się opanowałam, choć jego krew paliła mi nozdrza i gardło. – Co on tu robi? Nic mu nie jest?
-Ma złamane dwa żebra i jest posiniaczony. Ale spokojnie, do wesela się zagoi – powiedział uśmiechnięty Carlisle. – Chociaż w jego przypadku do następnego dnia ...
-Czy mogę go zobaczyć?
Wszyscy wymienili niepewne spojrzenia. No tak, w końcu do dopiero stałam się „potworem” a tam jest człowiek...no tak jakby... którego mogłabym w pięć sekund zabić!
-Hmmm...-Zastanawiał się na głos doktor. –Widziałem Twoją reakcję, kiedy usłyszałaś o tym, że tam leży Jacob. Od raz się uspokoiłaś. Rzadko któremu nowonarodzonemu udaję się z taką łatwością opanować. Jak to zrobiłaś?
- Cóż... Ja...-Sama nie znałam odpowiedzi na to pytanie. To było tak po prostu. – Może...może moja podświadomość podpowiedziała mi, że temu człowiekowi nie mogę zrobić krzywdy ? Nie wiem, naprawdę nie wiem ...Chętnie bym Ci powiedziała, ale nie znam na to odpowiedzi.
-No dobrze ... A więc ... Edwardzie?
Decyzję miał podjąć mój luby. Z jednej strony mógłby się zgodzić, bo z całego , nie bijącego od 100 lat serca życzyłby mu śmierci. Ale z drugiej strony nie chciałby ,żebym przez całą wieczność miała straszne wyrzuty sumienia, zabijając go. Ale ja bym tego nie zrobiła. Potrafiłam trzymać nerwy na wodzy.
- Dobrze, pójdźmy tam. Ale ,Emmet ?
-Tak , mój kochany braciszku? – Wyszczerzył się „miś” .
- Pomożesz mi ją utrzymać w razie czego ,dobrze?
-No OCZYWIŚCIE! – rzekł, akcentując ostatnią sylabę.
Mimowolnie zachichotałam.
Ruszyliśmy w stronę mego przyjaciela. Z każdym krokiem czułam się coraz mniej pewnie. A nóż widelec mu coś zrobię ?
-Nie, nie, nie! – Opierałam się im. – Nigdzie nie idę! – krzyczałam.
Wezbrałam w sobie siłę i odepchnęłam ich ,nie ruszając się. Po prostu ode mnie odlecieli! Między nimi ,a mną pojawiła się wielka ,przezroczysta „kopuła” ,a ja znajdowałam się w środku . O co tu chodzi?
-Niesamowite... –skwitował Carlisle.
- Co to ? – Zapytał się go Edward.
- Cóż, sam nie wiem ... Ale robi wrażenie! Może to jakiś rodzaj obrony? W końcu nigdy nie mogłeś dotrzeć do myśli Belli, a po przemianie mogło to zamienić się w dar ... spróbuj wejść do środka ...
Rozmawiali tak, jakby mnie tam nie było. Ale nie przejmowałam się tym. Stałam i patrzyłam się to na nich, to na moją ochronę , przerażona. Powoli traciłam siły , więc „kopuła” również. Edward z łatwością dostał się do mnie, będąc teraz też w tym czymś. Opadałam już na kolana, lecz w ostatnim momencie mój narzeczony mnie pochwycił .
Ponownie zamknęłam oczy. Dość już wrażeń na dzisiejszy dzień.

Powrót do góry Zobacz profil autora
N_Cullen
Prawdziwy Cullen



Dołączył: 01 Sty 2009
Posty: 2239
Przeczytał: 0 tematów

Skąd: WRock

PostWysłany: Śro 0:30, 11 Lut 2009    Temat postu:
 
fajne Smile podoba mi się reakcja Belli na zapach krwi jest o wiele bardziej realna niż ta w wersji Stefci Smile ogólnie cała ta wersja mi się podoba Smile

Powrót do góry Zobacz profil autora
Wyświetl posty z ostatnich:   

Napisz nowy temat   Odpowiedz do tematu    Forum www.twilightfan.fora.pl Strona Główna -> Proza, Fanficki Wszystkie czasy w strefie EET (Europa)
Idź do strony 1, 2  Następny
Strona 1 z 2

 
Skocz do:  
 
Nie możesz pisać nowych tematów
Nie możesz odpowiadać w tematach
Nie możesz zmieniać swoich postów
Nie możesz usuwać swoich postów
Nie możesz głosować w ankietach

 
fora.pl - załóż własne forum dyskusyjne za darmo

Powered by phpBB © 2004 phpBB Group
Galaxian Theme 1.0.2 by Twisted Galaxy